piątek, 24 marca 2017

Od Sunset: "Czarna krew i niewinny maluch (Historia III)"

Mrok jak zwykle gości w moim otoczeniu. Pochłania całe światło, które niewinnie przed nim ucieka, stając się coraz bledsze. Chwilę potem nie ma już nic. Gwałtownie obracam się wokół własnej osi, powiewając swoją grzywką, która nieraz spada mi przed oczy. Mimo że nic za nimi nie widać, zdezorientowana i pełna przerażenia miałam nadzieję, że w końcu jasność wygra. Serce zaczęło mi być szybciej niż kiedykolwiek. W pewnym momencie stanęłam ze zwisającym łbem i szeroko otworzonymi oczami. Dysząc, przekręciłam lekko łebkiem w lewo. W tym samym momencie przez ułamek sekundy było jasno. Nie było widać mroku. Zauważyłam pewną odchodzącą postać. Ze zdziwieniem wyprostowałam się, po czym zaczęłam podążać w tamtym kierunku. W pewnym momencie, gdy podążałam w ciemności, zaczęłam się chwiać, tracąc równowagę. Ze strachem w oczach próbowałam ją jednak utrzymać. Znowu na chwilę pojawiło się światło, a wraz z nią sylwetka oddalającego się wilka. Im częściej się to powtarzało, tym gorzej się czułam. Jakbym się nagle przybliżała, a następnie oddalała. Ciszę zagłuszało mocne i szybkie bicie mojego serca. Coraz intensywniej zaczęłam mrugać, tracąc resztki energii. Po pewnym przechyleniu upadłam. Któryś raz z kolei pojawiła mi się postać wilka. Stała wiele metrów ode mnie. Próbowałam wyciągnąć w jej stronę łapę, gdy ta zaczęła się odwracać.

- Ej! – Usłyszałam czyiś młody głos. – Wstaniesz?
Kolejny sen. Nawet nie wiem, czy mogłam to nazywać snem. Może to był po prostu koszmar. Ktoś mnie wołał, więc przetarłam oczy łapami, po czym przekręciłam się na lewy bok. Rozmazany obraz zaczął mi się stopniowo wyostrzać. Przed moimi oczami ujrzałam niewyraźną, białą kulkę. Gdy już mój wzrok wrócił do normy, ku moim oczom ukazał się mały królik, patrzący na mnie, jak na zjawę.
- No, wstawaj! – Skoczył, robiąc obrót wokół własnej osi.
Mruknęłam, co brzmiało jak zdziwienie, po czym podpierając się przednimi łapami, usiadłam.
- Kim jesteś? – Spytałam.
- Jestem Roby. – Uśmiechnął się szeroko. – A Ty?
- Sunset. – Wiedziałam, że rozmawiam ze swoją ofiarą, lecz nie byłam głodna. Nie chciałam odbierać mu życia. – Ale co tu robisz? Czemu ze mną, drapieżnikiem rozmawiasz?
- Bo wiesz – zaczął – zgubiłem swoją mamę i rodzinę. Mama zawsze mówiła, że nie wszystkie drapieżniki są złe.
Nie chcąc doprowadzić do siebie myśli, że zabiłam mamę tego bezbronnego malucha, spytałam:
- Kiedy ostatni raz widziałeś mamę?
- Po tym, jak zaszło Słońce i wstał księżyc. Mój brat mówi na to wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz