poniedziałek, 20 marca 2017

Od Shakuy'i c.d Sunset: "Pułapka"

Nie spuszczałam z oczu tego dziwactwa. Sama nie wiem dlaczego tak bardzo się zajęłam tym czymś, po co ja za tym biegnę. Bo wadera kazała? Raczej nie. Może coś tam w środku mnie, jakiś mały ludzik, który mną kieruje kazał mi to zrobić? Nie wiem. Może przekonam się, gdy go złapiemy i wszystkiego się dowiemy. Bo to... jest dosyć dziwne. Leciało nad drzewami, nad lasem, przez co gdy wbiegliśmy pomiędzy rośliny, miałyśmy utrudnioną pracę. Był ponad koronami drzew, które go zasłaniały. Na szczęście ciągle leciał w tym samym kierunku, nie zmieniał go, dlatego wystarczyło biec prosto i nie uderzyć w drzewo, co było bardzo łatwe. Ciągle patrzyłyśmy do góry i żadna z nas nie przejmowała się tym, co znajdowało się z przodu. Jakimś cudem omijałyśmy wszystkie drzewa, nie zahaczyłyśmy po drodze o żadną gałąź, kamień czy korzeń. Ale to szczęście nie trwało wiecznie, ponieważ nagle straciłyśmy grunt pod nogami. Jakim cudem? Sama chciałabym to wiedzieć. Biegniemy przed siebie, równym tempem, nie tracimy kruka z oczu, gdy nagle toczymy się w dół po jakimś zboczu. Czuję, jak coś przykleja mi się to futro i wędruje na dół razem ze mną. Uderzyłam łbem o ziemię, ale szybko wstałam, żeby ponownie nie zgubić tego czegoś. Miałam chwilowe zawroty głowy, a ponieważ Sunset wstała ode mnie o wiele szybciej, na początku się zataczała, gdy próbowała go dojrzeć pomiędzy drzewami.
- Widzisz go? - zapytałam, ale ona pokręciła przecząco głową. Czyli co? To koniec? Odleciał na dobre? Czy może po drodze spotkamy jeszcze jakąś gąsienicę, która zamieni się może w zająca? To mój drugi dzień w tej watasze, a już poznaje jej dziwności.
- Zgubiłyśmy go? - zapytała jakby samą siebie waderą, ale żadna z nas nie zaprzestała poszukiwań, dopiero gdy zauważyłyśmy, gdzie się znajdowałyśmy.
- Znasz to miejsce? - zapytałam mając nadzieję, że ten teren należy do watahy i nie wygląda na tak niebezpieczny, jakby się wydawało. Ale jej odpowiedź znowu była przecząca. Czyli jednak to miejsce mogłam osądzić po wyglądzie?
To było coś na wzór wąwozu, który otaczały wysokie drzewa, gęste, a ich gałęzie miały takie rozmiary, że promienie słońca nie mógł się przez nie przebić. To dawało temu miejscu charakter ponury i coś, co nawiązuje do horroru. Korzenie wystawały ze wszystkich stron piaskowych ścian. To tak, jakbyśmy utknęły w jakiejś wielkiej dziurze. Nie było tu niczego, prócz mchu i paru porostów. Zero trawy, kwiatów, czy nawet zwierząt. Na prawdę. Do moich uszu nie dochodziły żadne ćwierkotania ptaków czy szum wiatru. Tak, jakby to miejsce było oddzielone od reszty świata. Ale czy to by miało jakiś najmniejszy sens? W tej chwili go nie widziałam.
- Ej, zobacz – z obserwacji wyrwał mnie głos wadery. Szybko odwróciłam się w jej stronę. Wskazywała na małą czarną smugę, która znajdowała się na drzewie. Zmrużyłam oczy mając nadzieję, że to coś da, ale się myliłam. Po chwili wokół nas pojawiało się ich więcej, a z czasem gdy ich przybywało, czarne smugi zamieniały się w duże kruki.
- Lubisz ptaki? - zapytałam z ciekawości.


<Sunset?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz