sobota, 11 marca 2017

Od Dallany c.d. Cedy

Rzeka już miała wyższy poziom, niż parę dni temu. Za tydzień lub dwa, roztopy i deszcze spowodują że łąka, którą właśnie szłyśmy, zamieni się w podmokły i błotnisty teren, nieprzyjemny do spacerów. Teraz jednak było całkiem ładnie, rzeka przyjemnie szumiała, a ptaki ćwierkały swoje melodie. Ceda podeszła do samego brzegu i napiła się lodowatej wody. Ja wolałam i tego sobie odmówić - zimna woda jest niezbyt dobra. Zbliżyłam się tylko trochę, spoglądając w niebo i otaczającą nas florę. Nie mogłam się doczekać, kiedy zniknie biały puch. Na niebie w tym momencie niemal nie było chmur, i chociaż słońce chowało się za widnokręgiem z drzew, odczuć można było, że dni są coraz dłuższe. Po drugiej stronie Matki, usytuowane blisko krzewy zdawały się mieć już drobne, zielone pączki lub zawiązki listków, pomiędzy zeszłorocznymi, żółtymi trawami przebijały się kiełki świeżej. Nigdzie nie zobaczyłam za to kwiatów; po drodze widziałam kilka wczesnych, młodych roślinek, ale tu nie było odpowiednich dla nich warunków.
Przerwałam swój drobny rekonesans, gdy spotkałam się ze spojrzeniem czerwonookiej wadery. Ta przyglądała mi się z lekko przekrzywionym łbem. Uśmiechnęłam się do niej lekko i podeszłam bliżej. Ceda otworzyła pysk, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie z naprzeciwka wyskoczył spory, czarny kształt, który następnie wskoczył do rzeki, posyłając w naszym kierunku falę wody. Odskoczyłam w tył, warcząc, ale nie udało mi się uniknąć ataku. Nim zdążyłam się otrząsnąć i przywrócić ostrość widzenia, zwierz zniknął gdzieś za zakrętem.
- Co to było? - Spytała wadera. Wyglądała trochę, jakby spacerowała w deszczu, ja więc również musiałam prezentować się w ten sposób.
- Nie zdążyłam się przyjrzeć, zaskoczył mnie. - odpowiedziałam, a po grzbiecie przeszedł mnie dreszcz. - Pogoda nie jest odpowiednia na kąpiele w rzece. Kawałek w górę biegu jest mostek. Jeśli się pospieszymy, zdążmy do mojej jaskini zanim mróz zmieni nas w dwa sople.
- Nie wydaje mi się, żeby to nam groziło. Nie bądź taka zrzędliwa - odpowiedziała, najwyraźniej rozbawiona wodnym atakiem, lecz pozwoliła się prowadzić. Starałam się ignorować nieprzyjemne uczucie, żeby nie było, że dramatyzuję, jednak nie lubię, gdy zimna i mokra sierść przykleja się w kosmykach do ciała, a wiatr powoduje gęsią skórkę.
- Ceda, jak wygląda miejsce, z którego pochodzisz? - zapytałam, chcąc przerwać ciszę.
- To było niebezpieczne, ale piękne miejsce... - zaczęła - Ale czy to istotne? Porozmawiajmy o Berkanan - dodała po chwili, trochę głośniejszym, lecz również zmienionym głosem. Widocznie niezbyt dobrze wspominała swój dom. Byłam go ciekawa, ale przystałam na zmianę tematu. Odpowiedziałam na kilka drobnych pytań, a potem rozmowa zeszła znów na aurę. Ceda okazała się zwolenniczką zimy, a ja nie mogłam zrozumieć, jak można lubić mróz i śnieg, kiedy świat jest szary, a wszystko wymaga więcej wysiłku.
W końcu dotarłyśmy do mojej jaskini. Zaprosiłam towarzyszkę do środka i rozpaliłam ogień. W ciepłym wnętrzu położyłam się na jednej z kanap, kładąc głowę na łapach i pozwoliłam się sobie nieco rozluźnić. Odniosłam wrażenie, że wilczycy podoba się źródełko - pytała, jak osiągnęłam taki efekt, na co niestety nie mogłam odpowiedzieć, ponieważ było tu już wtedy, gdy obrałam sobie tę jaskinię za dom.
Nie minęło wiele czasu, gdy do środka weszła Sunset. Okazało się, że towarzysz nowej wadery miał mały wypadek, ale nic mu nie jest. Ten również postanowił dołączyć. Ceda w czasie naszej krótkiej rozmowy siedziała cicho, patrząc w ogień. Wyglądała na zatopioną w myślach. Cóż, nie mogę powiedzieć, że polubiłam ją od pierwszego wejrzenia, ale miałam nadzieję, że ona i jej towarzysz zaaklimatyzują się w nowym stadzie.
Sunny chciała jeszcze dzisiaj zorganizować ceremonię.
- Przecież już prawie noc. Gdzie ci się spieszy?
- Mamy sporo czasu do zmroku, a jutro mam parę rzeczy do zrobienia. - Odpowiedziała przyjaciółka. Wiedziała, że nie lubię, kiedy coś ustala się w ten sposób. Z drugiej strony, im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Wkrótce zjawił się wspomniany nowy basior w towarzystwie Shakuy'i, która jednak zaraz się zmyła. Jako, że musiałam pobyć w świątyni sama, odprowadziłam wilki kawałek, po czym ruszyłam swoją skrótową ścieżką, wyostrzając wzrok jak tylko mogłam. Zyskałam tym samym półgodzinną przewagę nad trojgiem pozostałych wilków.
Udało mi się uniknąć kontaktu z wodospadem. Grota oświetlona była lampionami, które nadawały przyjemnego klimatu. Podeszłam do kamiennego ołtarza i przymknęłam oczy, w myślach przywołując boginię. Jak zwykle w tej sprawie, nie musiałam długo czekać, by przede mną pojawiło się światełko. Otworzyłam oczy i patrzyłam, jak zjawa rośnie. W blasku dostrzec można było wilcze rysy. Ukłoniłam się z szacunkiem, spuszczając na chwilę wzrok. Moja przodkini uśmiechnęła się i posłała w moim kierunku dwa talizmany, po czym podobnie jak się zjawiła, tak zniknęła, pozostawiając mnie w cichej samotności.

Ced?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz