poniedziałek, 13 marca 2017

Od Cedy c.d. Dallany

Spojrzałam na żółtą nieznajomą, ale kątem oka ujrzałam, jak Asmodeus podnosi pytająco brwi.
- Chcemy przeprowadzić Ceremonię i wręczyć wam talizmany reprezentacji. - wyjaśniła szybko, uśmiechając się delikatnie. Nie wiedziałam czy Asmo już jest poinformowany o sprawach wewnętrznych watahy, ale nie miałam czasu o tym z nim porozmawiać; wilczyca ruszyła sprawnym truchtem na zewnątrz. Dogoniłam ją, spoglądając przez ramię na przyjaciela.
- Nie przedstawiłam się wam. - zaczęła nieznajoma, przeskakując zwinnie przez powalony pień – Jestem Sunset, Dagaza tej watahy.
- Ceda. - kiwnęłam jej głową w geście grzecznościowym.
- Asmodeus. Miło mi.
- Cieszę się, że zdecydowaliście się dołączyć do nas. Mam nadzieję, że znajdziecie tu swój kąt.
- Cóż, ja też. - mruknęłam, zatapiając się w rozmyślaniach na temat tego, co czeka mnie dosłownie za chwilę. Czy to może boleć? I jak będzie wyglądać to wyglądać? W końcu to jest coś bardzo ważnego dla osób, które zamieszkują te tereny, dodatkowo wierzą, że specjalne moce nadaje bogini, której imię nosi wataha oraz tereny, na których leży.
- Jak to wygląda? - Asmo przerwał milczenie, wachlując powietrze obolałym skrzydłem.
- Cóż, nie wiem jak wyglądają wasze talizmany, ale w chwili wręczania ciało wilka emanuje poświatą i nowa osoba związuje się na zawsze z reprezentacją. Pamiętajcie jednak, żeby nigdy ich nie zdejmować, a już absolutnie nie możecie dawać im komuś innemu. Jeśli to zrobicie, to talizman zmieni się w pył, a wy już na zawsze stracicie w oczach Jaszy i reszty watahy.
- Jasne. - przełknęłam ślinę w zdenerwowaniu. Znów zapadła mdląca cisza, a moje serce odczuwało coraz większy niepokój. Nie pokazałam tego jednak po sobie, starając się ze wszystkich sił powstrzymać drżenie głosu. Nie lubiłam w sobie tego, że ciężko mi panować nad emocjami. Po kilkunastu minutach marszu i dłużących się chwil oczekiwania usłyszałam niewyraźny szum wodospadu, żeby po kolejnych kilku momentach ujrzeć ścianę wody, podświetloną od tyłu przez pochodnie. Sunset zatrzymała się tuż przy wejściu, na które padały rozbryzgi lodowatej wody. Obróciła się do nas z poważną miną.
- Musicie przejść Ceremonię pojedynczo. - mruknęła, patrząc na nas po kolei, a płomień z wnętrza Świątyni tańczył blaskiem na jej grzbiecie.
- Ja mogę poczekać. - zaoferował się Asmodeus, po czym rzucił mi ukradkowe spojrzenie i oddalił się poza krąg pomarańczowej poświaty. Kiwnęłam mu głową na pożegnanie tak, jakbyśmy mieli się już więcej nie zobaczyć, po czym ruszyłam za Sun. Żółta wadera zgrabnie przeskoczyła do jaskini, a jej czarna końcówka ogona zniknęła za rogiem, nie zmącona nawet jedną kroplą wody. Ruszyłam za nią raźnie, zbierając się na odwagę. Chciałam zrobić dobre wrażenie podczas tej ważnej chwili, ale kiedy jedna z cząstek zimnego płynu dotknęła mojej skóry rozgrzanej przez zwinny trucht wzdrygnęłam się, odskakując. Syknęłam w myślach i przytuliłam się do kamiennej ściany, chcąc jak najbardziej oddalić się od nieprzyjemnego bodźca. Wykonałam dwa szybkie skoki i znalazłam się za ścianą wody. Moim oczom ukazało się duże pomieszczenie, zalane jasnym światłem. Na jego końcu ujrzałam piękne rzeźby, pod którymi stała Dallana, uważnie śledząc obecne wilki wzrokiem. Nie znałam ani jednej osoby, które stały pod oszlifowaną ścianą, ale podejrzewałam, że są kimś ważnym. Kiwnęłam im lekko głową, kiedy Sunset odeszła ode mnie i stanęła przy Dallanie.
- Cedo! - usłyszałam jej donośny głos. Pewnie zbliżyłam się do końca sali, maskując swoje zdenerwowanie brakiem wahania. Stanęłam na wyprostowanych łapach z dumnie uniesioną głową i postawionymi uszami. Czy chcę zostać jednym z nich i porzucić koczownicze życie?
- Czy naprawdę chcesz się stać jednym z wilków Berkanan i przyjąć talizman reprezentacji? - zaczęła Ansuza, jakby odgadując moje własne myśli.
- Tak. Chcę. - odparłam po kilku chwilach milczenia, a struny głosowe wyraźnie mi zadrżały.
- Zbliż się proszę. - Sunset uważnie obserwowała mnie, kiedy powoli przysunęłam się bliżej. Zobaczyłam, że na kamieniu ułożone są dwa talizmany; jeden przedstawiał niewielką kulę z gałęzi, w której znajdował się szary, okrągły kamień, a koło niego leżał łapacz snów, połyskując srebrnym blaskiem. Dallana wskazała łapą na pierwszy talizman, powieszony na rzemieniu ze słowami:
- On jest twój, Cedo. Szanuj go i nigdy, przenigdy nie pozwalaj nikomu go zabrać. Jest on symbolem przynależności do watahy Berkanan, od teraz jesteś jedną z nas.
Z bijącym sercem chwyciłam pasek skóry i zarzuciłam go sobie na szyję, a medalion opadł zadziwiająco powoli na moją sierść. Kiedy dotknął mojej skóry poczułam nagły impuls, biegnący od piersi aż przez całe ciało, ale było to dziwnie przyjemne. Ujrzałam, jak wokół mnie powietrze przeszywa biały blask, a kula z gałęzi lekko drży. Jak przez mgłę zdałam sobie sprawę z tego, że coraz mocniej przyciskam talizman do ciała, a uczucie szczęścia gwałtownie mnie wypełnia. Nagle to wszystko ustało, zupełnie tak, jakby ktoś przeciął taśmę filmu. Cofnęłam się gwałtownie, czując, jak opadają emocje, a skóra, której dotknęła kula emanuje przyjemnym ciepłem. Oszołomiona dyszałam lekko, nieświadoma jeszcze tego, co się stało po czym odjęłam łapę od swojej piersi. Podniosłam spojrzenie na Dallanę, która serdecznie uśmiechała się w moją stronę.
- Od teraz oficjalnie jesteś wilczycą Berkanan. Chroń naszego honoru i strzeż swojej reprezentacji, Cedo.
- Dziękuję. - odparłam po chwili, kiwając głową z szacunkiem ku Ansuzie.
- Naciesz się swoją reprezentacją i zawołaj proszę Asmodeusa.
Jeszcze raz skinęłam łbem, żeby po chwili odwrócić się i zniknąć za ścianą wody. Przeskoczyłam ją zwinnie, zdając sobie sprawę, że wreszcie mam gdzie żyć. Stanęłam na żółtej trawie, szczerząc się do samej siebie.
- Ced? Jak było? - usłyszałam przy sobie znajomy głos. Podniosłam wzrok na twarz towarzysza, a uśmiech nadal nie znikał z moich źrenic.
- Wspaniałe uczucie. - szepnęłam, odgarniając sierść na piersi, by pokazać mu medalion.
- Ładny. - skomentował cicho, ale nie odważył się wyciągnąć łapy, by uważniej go obejrzeć. - Jak mniemam, teraz moja kolej?
Kiwnęłam głową, szturchając go przyjacielsko.
- Powodzenia, Asmo. To naprawdę przyjemne.
- Dzięki. - mruknął, znikając po chwili za wodospadem. Chwilę jeszcze tak stałam, żeby potem oddalić się i poszukać jakiegoś miejsca, w którym spokojnie mogłabym spędzić noc.

Koniec serii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz