czwartek, 30 marca 2017

Od Sunset: "Czarna krew i maluch (III Historia)"

- Twój brat? A gdzie on teraz jest?
- Mówiłem przecież. – Przekręcił oczami. – Zgubiłem ich.
Tak, faktycznie. Mówił już. Chciałam tylko nie zadręczać się myślą zabójcy.
- Pomogę Ci. – Należało się odwdzięczyć.
- Super! – krzyknął entuzjastycznie, po czym skoczył, robiąc półobrót.
Myśl o byciu mordercy dawała o sobie znać. Nie miałam jednak zamiaru jej zatrzymywać. Tak, byłam mordercą i to naturalne. Byłam w końcu drapieżnikiem, a zwierzęta od czasu do czasu jadłam. Nie to mnie jednak najbardziej zabolało. Mama tego maluszka uważała, że nie każdy drapieżnik jest zły.
- Najpierw powiedz, mały… Gdzie ostatnio widziałeś swoją rodzinę?
- Nie wiem… - Od razu na jego słodkiej buźce pojawił się smutek.
- Może jednak coś sobie przypominasz? Może wiesz, gdzie Twoja rodzina ma norę bądź co tam innego?
- Nie… - Westchnął. – Ale czekaj! Tak, przypominam sobie.
- Tak? I gdzie?
- Ale to daleko.
- Trudno. Zdradzisz mi w końcu, gdzie?
- Tak. – Kiwnął głową. – Za górami.
- Górami? - Zastanowiłam się chwilę. - Tamtymi? – wskazałam łapą za zwierzaka na Góry Ryferyjskie.
- Tak, chyba tak. Niedaleko lasu grzybów.
- Las grzybów? Istnieje coś takiego?
- Tak. – Przytaknął. – Takie ogromne, kolorowe grzybki. Jak mi pomożesz, to Cię po tym lasku oprowadzę.
- Z wielką chęcią obejrzę wielkie grzybki. – Uśmiechnęłam się, co chwilę później odwzajemnił maluch.
Poszukiwanie jego rodziny może i nie było mi na łapę, ale chociaż w tym samym kierunku się znajdywała, w który ja chciałam się udać. Skoro króliczek mieszka w tamtejszych terenach, może mi pomoże w znalezieniu lekarstwa? W pewnym momencie nawet straciłam ten cel. Cel, w którym miał mi pomóc. Rozmowa z nim była niezwykle przyjemna. Z łatwością można było dostrzec u niego dojrzałość, lecz zarazem dziecięcy wiek. Idąc przez las, nie było cicho. Był strasznie gadatliwy, co sprawiało, że pustą przestrzeń wypełniał jego entuzjastyczny głos. Im lepiej go poznawałam, tym wyrzuty stawały się większe i coraz mniej znośne.
Nie zauważyłam nawet, jak dzień szybko minął. Kiedy już Słońce dawno zasnęło, na jego miejscu pojawił się księżyc. Mały zaczął coraz mniej gadać, a podczas przerw ziewać. Wiedząc, że jest zmęczony, zaproponowałam:
- Już jest późno. Może pójdziemy spać? Jutro z samego świtu ruszymy szukać Twojej rodziny.
- Nie trzeba. – Powiedział, po czym ziewnął.
- Na pewno? Widzę, że chcesz odpocząć.
- No dobra… Ale jutro od razu po pobudce szukamy mamy, taty, sióstr, braci, wujków, cioć, dziadków…
- Zrozumiałam. – Przerwałam mu, uśmiechając się przyjaźnie. W tym samym czasie maluch wybuchnął śmiechem. Był tak pozytywny… Zazdrościłam mu tego.
- Może tu się położymy? – Wskazał małym paluszkiem pod drzewo, które znajdowało się parę metrów od nas.
- Jasne. W sumie nie jest teraz aż tak zimno.
Poszliśmy w wyznaczone miejsce, wymieniając się jeszcze paroma zdaniami, by wkrótce potem położyć się niedaleko siebie i zapaść w nieubłagany sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz