czwartek, 9 marca 2017

Od Dallany c.d. Sunset: "Szczenięce kryminały"

Czy to możliwe, by upadek trwał jednocześnie wieczność i sekundę? Bo tak właśnie się czułam, kiedy podłoga zniknęła spod moich łap. Świat zawirował, otuliła mnie ciemność i echo wołania Sunny. Uderzyłam o coś, co niekoniecznie było podłogą, bowiem wbiło się w moje ciało twardymi kantami. Straciłam oddech, czując promieniujący od mostka ból.
- Mój Boże, Dall, jesteś tam?
Chwilę trwałam tak, z zaciśniętymi oczami, usiłując wziąć oddech, co powodowało tylko nieprzyjemne ukłucia klatki piersiowej. Wreszcie udało mi się to. Uchyliłam oczy, do których napłynęły łzy. Ledwie jednak uniosłam łeb, coś upadło na mnie. Stoczyliśmy się z niedużego stosu. Tym razem nie próbowałam się pozbierać. Ciche tupnięcie w podłogę - To pewnie Sunset.
- Wszystko w porządku..? - spytała niepewnie przyjaciółka, podchodząc do mnie. Otarłam łzy i jęcząc, dźwignęłam się na łapy. Dziura nie była AŻ tak głęboka, ale impet i sterta drewnianych... Stołków? Kolumienek? - na które spadłam wystarczyły, by wszystko mnie bolało. Potrząsnęłam łbem, próbując pozbyć się szumu.
- W jak najlepszym, nie widać? - rzuciłam do wpatrującej się we mnie troskliwie wadery. Jeszcze raz się otrząsnęłam i przeszłam w kółko, mimowolnie się krzywiąc, gdy wszystkie kości zapłakały, bym dała im zdechnąć. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Prawdopodobnie byłyśmy pod ziemią, ponieważ jedyne okienko znajdowało się wysoko nad nami i wpuszczało niewiele światła. Zauważyć można było mocno zakurzoną podłogę i stertę drewnianych szpargałów, z którymi zdążyłam się już poznać z bliska. Od pomieszczenia odchodziło kilka wnęk, które były tak ciemne, że nie wiedziałam, czy to wgłębienie w ścianie, czy korytarz. Sunset postąpiła do przodu, żeby zajrzeć do jednej z nich. Wtedy mój wzrok padł na rudy kształt, majaczący gdzieś poza zasięgiem światła z góry. - Ty... - warknęłam, lis również się podniósł. On upadł na mnie, nic mu więc nie było. Złapałam go za kark i rzuciłam w kierunku Sunset, która odwróciła się w naszą stronę. Jonasz zaskomlał i natychmiast poderwał się, gotowy zwiać. - Nie waż się ruszać, parszywa kupo futra. Zaraz sobie pogadamy. Albo raczej ty pogadasz, a my będziemy słuchać.
- Nic nie wiem! Nic nie powiem! - zawołał jękliwie rudzielec.
- Skoro nic nie wiesz, po co za nami poszedłeś? - spytała, jak zwykle spokojnie, Sunset.
Lis tylko uśmiechnął się krzywo i wbił we mnie spojrzenie. No nie... Nie będzie sobie pogrywać. Mina mu zrzedła, zmieniając się grymas i okrzyk zaskoczenia.
- Następnym razem będzie gorzej - powiedziałam lodowatym tonem.

Sunset?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz