sobota, 11 marca 2017

Od Sunset c.d Dallany: "Szczenięce kryminały"

- Dallana… - jęknął z bólu. – Zawsze taka byłaś. Zgrywanie się przed Tobą nie ma sensu.
- O co Ci chodzi, rudzielcu? – spytała gniewnie towarzyszka.
- To ja, Jonny. Twój dawny królik. Dostałem nowe życie. – uśmiechnął się krzywo stronę w stronę alfy.
- Jaki królik? Nie miałam żadnego królika! – wkurzyła się, co nie zwiastowało dobrej atmosfery.
- Miałabyś, gdyby nie ona! – wskazał na mnie łapą, podpierając się drugą o podłoże.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- Tak, tak. Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi!
- Słuchaj, Jonas. Nie chcę nam się bawić w Twoje gierki, więc zacznij gadać, bo inaczej Dallany nie powstrzymam, a widzisz, w jakim jest stanie.
- Dallana nic mi nie zrobi. – powiedział pewnie, po czym wstał. W tej chwili również wilczyca skoczyła na niego, a on ponownie upadł. – Wilczyco! Pogięło Cię?! Będziesz tego żałować.
Dallam miała już dać kolejny zacios, gdy nagle we wnękach dostrzegłyśmy zbliżające się sylwetki. Chwilę potem już wyszły. Były to chuderlawe, rude istoty. Innymi słowy… Na oko z 50 Jonasków. Zaczęli nas otaczać. Nawet nie spostrzegłyśmy, że pasożyt wstał i... uciekł? Pewnie nie, bo ciągle nowe lisy wychodziły. Wszystkie takie same. Powoli zaczynały się do nas zbliżać, każdy z tym krzywym, przerażającym uśmieszkiem. Wraz z Dallaną wymieniłyśmy się paroma zbędnymi wypowiedziami, lecz w pewnym momencie zaproponowałam:
- Wejdźmy na górę po linie. – spojrzałam na nią, jakby z wyrzutem, mimo że go nie miałam.
- Dobrze, że ją wzięłaś. Idź pierwsza.
Mruknęłam jedynie coś, co przypominało potwierdzenie. Udałam się więc do dziury, przy której jeszcze nie było rudzielców. Zaczęłam wspinać się po ścianie z pomocą liny. Mimo że łatwe to nie było, szybko straciłam Dallanę z oczu, a ukazała mi się ciemność, pochłaniająca całe światło. Po chwili, która dla mnie trwała wieczność, ujrzałam światło. Szybko dostrzegłam również Jonasa, który piłuje sznur.
- Jonas, nie!
- Co jest, Sun? – spytała towarzyszka, wspinająca się na dole.
Wiedziałam, że muszę szybko wejść i go powstrzymać.
- Jonas! – powtórzyłam, a ten nie odpowiedział. Wchodziłam, patrząc, jak sznur staje się węższy. Nagle wykonał ostatni, najszybszy ruch, który sprawił, że sznur zaczął spadać. Skoczyłam do góry tak, by dwoma przednimi łapami złapać się podłoża. Po drodze złapałam dodatkowo sznur, który zaczął się chwiać, a dowodem na to były liczne pytania asnuzy. Próbowałam wstać, lecz lis wbił mi swoje pazury w łapy. Z bólu je szarpnęłam, po czym spadłam wraz ze sznurkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz