środa, 8 marca 2017

Od Asmodeusa c.d Shakuy'i

Ból, mimo iż promieniował po całym moim ciele, rozprowadzając się od najmocniej obrażonych miejsc niczym fala gorąca, stawał się coraz bardziej znośny, a przynajmniej wzrost adrenaliny we krwi spowodowała obca duszyczka, obserwująca mnie z niemalże stoickim spokojem. Cicho zajęczałem, podnosząc się do siadu, a skrzydła, zamiast ułożyć na grzbiecie to puściłem, aby zwisały luzem po obu stronach mojego ciała, zupełnie obolałe.
Nieco się przygarbiłem i żółtymi oczyma, z wyraźnym grymasem nieszczęścia na pysku, lustrowałem waderę wzrokiem. Była dosyć niewielka, a białe futro, duże uszy i błękitne paczadła dodawały jej dziecięcego uroku.
Jednak czując kolejny atak ze strony pojawiających się siniaków, mimowolnie skrzywiłem się jeszcze mocniej, odwróciwszy wzrok od spokojnej wilczycy, która przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Przymknąłem na moment oczy, aby znów nie zaskomleć z powodu bólu, jednak zaraz wróciłem spojrzeniem na białą samicę z kamiennym wyrazem pyszczka.
Ogarnij się, Asmodeus...
Zaczerpnąłem głębszy wdech i wdziałem jak najbardziej szczery uśmiech, na jaki mnie było stać.- cóż... nie wyszło.
- Ty mi sypnęłaś śniegiem w oczy? Ah, wystarczyło krzyknąć, żebym zleciał, słyszę poprawnie.- Wymruczałem, zaraz poważniejąc.
- To był wypadek.- Oznajmiła beznamiętne, swoim delikatnym głosikiem.
Znów milczałem. Chyba chęć zamordowania obcej nawet nie wchodziła w grę- była tu wataha i zapewne tajemnicza osóbka do niej należała, przez co od razu bym przepadł, po drugie- miałem nie zabijać niewinnych wilków, nawet, mimo iż wadera przeprowadziła zamach na moje życie, świadomie, czy nie. I w końcu argument koronny: nie chciałem jej zabijać.
- W porządku, nie chowam urazy.- Oznajmiłem, jeszcze przez chwilę siedząc w bezruchu z przymkniętymi powiekami, po czym nagłym ruchem poderwałem tyłek do góry, a tylne łapy ustawiłem wręcz w rozkroku, by epicko się nie wyrąbać. Zaciągnąłem głęboko powietrze, krzywiąc pysk, po czym, gdy w miarę zawładnąłem na własnym ciałem, wyprostowałem się- kolejny błąd, który tym razem skomentowałem tylko, zaciskając powieki.
- Nie chciałbyś pomocy?- Spytała po chwili samica, zwracając na siebie uwagę. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć- z jednej strony przydałoby mi się coś do jedzenia, z drugiej musiałem odnaleźć Cedę, a tak poza tym, co jeżeli to jest pułapka? Jakby nie patrzeć, napatoczyliśmy się na ich teren, a ta wadera ot, tak oferuje mi pomoc...
- Chętnie...- Burknąłem w końcu, zdając sobie sprawę ze słów dopiero po fakcie. Wadera długo nie myślała i niemalże od razu wstała, po czym nakierowała się na znany sobie kierunek.
- Zajmie to nam kilka minut. Nie umrzesz przez ten czas, prawda?- Zapytała cicho, zerkając na mnie kątem oka, po czym ruszyła. Ja natomiast nieco otępiały potrząsnąłem łbem i zacząłem grzebać się za nią niczym zbyt długi ogon.
Użyj mocy, idioto.
- Jak wiele wilków liczy wasza wataha?- Spytałem po chwili, starając się odwrócić myśli od męczarni, jakie przeżywało me cielsko.
- Łącznie sześć wilków.- Odparła krótko, a mi przypomniała się ponownie Ceda. Co mogło stać się z waderą? Była starsza i bardziej doświadczona przez życie, miałem nadzieję, że da radę, a jak coś, to zawsze stanę w jej obronie- nawet poraniony i nawet przeciwko urodziwej waderze, stąpającej przede mną. Jak miała na imię? Co mogła sobie teraz myśleć? Gdzie mnie prowadziła? Hah, dobre pytania... Miałem jednak nadzieję, że mimo wszystko nie pożałuję swojej decyzji.


<Shakuya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz