wtorek, 16 maja 2017

Od Pierra c.d Dallany: "Dobro jest względne 9"

Jaszo. Dziękuję Ci.
Nie zaprzeczę, że nieraz modliłem się do Ciebie i wątpiłem czy naprawdę istniejesz.
Moje słowa wydawały się wtedy takie puste. Jak listy wysłane w świat bez określonego adresata. Wiele razy patrzyłem w niebo i sądziłem, że jesteś wielkim zegarmistrzem, który raz nakręcił świat i pozostawił go samemu sobie.
Teraz jednak, wszystko się zmieniło. Wyraźnie na ceremonii udowodniłeś, że jesteś. Teraz już wiem, że istniejesz. I wiem, że zamierzam Cię zwalczać.
Wypowiedziałem wojnę bogu...


***

Podczas ceremonii dołączenia poznałem wiele wpływowych osobowości.
Arcykapłana - Laycatina, wyglądającego jak niedożywiony, stary basior, jedna w jego oczach widziałem mądrość i doświadczenie.
Przywódcę stanowisk zwiadowczych - Cedę, o popielatej sierści i czerwonym pędzlu zwisającym z ucha.
Przywódcę stanowisk wojennych - Sorkę, z nią miałem już przyjemność się zapoznać.
To ich wpływy będę musiał zdobyć, aby najpierw stać się pełnoprawnym członkiem watahy, a później ich przywódcą. Zostaje jeszcze tzw. 'dagaza' - Sunset, której wzrok wystarczy, aby mnie obezwładnić... Tak, będzie z tym trochę zachodu, ale po to tu jestem. Pierwszy Wojownik do takich misji wybiera tylko najlepszych. A właśnie, czas napisać do niego list i wyjaśnić całą zaistniałą sytuację.


***


'Pierwszy Wojowniku,
Zadanie, które mi powierzyłeś stało się trudniejsze, niż przypuszczaliśmy. Może zabrzmi to dziwnie, ale poczułem się tak, jakby sam Jasza rzucił mi kłodę pod łapy. Nie jest jednak awykonalne. Potrzebuję czasu. Obiecuję Ci jednak, że dopóki w moich żyłach pływa krew, a moje serce bije to wykonam powierzoną mi misję. Północ się ukorzy, takie jest jej przeznaczenie.
Mentor Wichru Pustyni - Pierro'


***


Postanowiłem wrócić do Przystani i znaleźć szpiega, o którym mówił Pierwszy przed moim wypłynięciem. Tylko jest jeden problem.
Nie wiem kompletnie jak on wygląda, czy nawet jak go znaleźć. Może zostałem wystawiony do wiatru? Nie, to niemożliwe. Słowa mojego Dowódcy zawsze są prawdziwe i bezsprzeczne.
Może poznam go po karnacji. Tu w Berkanan wilki są bardziej blade. Ale to i tak mało.
Znam jeszcze jeden sposób jak choćby zbliżyć się do informacji o owym szpiegu. Porozmawiam z Marcellem, oczywiście o ile jeszcze nie wypłynął.


***


Jego statek jeszcze nie odpłynął.
Stałem przed drzwiami tawerny, tuż przy dokach. Nagle z jej wnętrza zaczęły dochodzić jakieś krzyki.
Drzwi tawerny otworzyły się z impetem i wyleciało z nich kilka pijanych basiorów. Za nimi pojawiła się dobrze znana mi postać.
- Następnym razem łapy z dupy powyrywam i wsadzę w rzyć, aż wam gębą wyjdą! - krzyknął wilk z irokezem.
Gdy mnie zauważył przywitaliśmy się serdecznie i zaprosił mnie do środka. Warknął jeszcze na wyrzuconych wilków podczas zamykania drzwi.
- Pierro! - krzyknął Marcello przy ladzie - Szybki jesteś! Zabrać Cię tym razem w drugą stronę? - buchnął śmiechem.
Podszedłem do niego bliżej, aby żaden z jego kompanów nie słyszał o czym mówimy.
- Marcello, czy możemy pomówić na osobności?
- Mam dziwne przeczucie, że zaraz się zrobi nieprzyjemnie - skomentował wilk i powoli przeszedł do małego, zamykanego pokoiku na zapleczu.
- A więc, o co chodzi? - spytał
- Dużo podróżujesz po świecie, to może wiesz kto stąd jest w kontakcie z Dowódcami i Pierwszym Wojownikiem z Pustynnej Włóczni?
Westchnął mówiąc:
- Czyli kto tu jest szpiegiem, ta?
- Użyłem trochę łagodniejszego określenia, ale tak. - potwierdziłem.
- Szczerze mówiąc? Stoisz przed jednym z nich.
Hmm, jakbym to już słyszał.
- Znaczy, owszem jestem, ale tylko wtedy, gdy kursuję na tych wodach. Nie lubię być przywiązany do jednego miejsca.
Wyciągnąłem list.
- Czy mogę liczyć na twoją dyskrecję? - spytałem.
- Oczywiście. A tak z czystej ciekawości. Co się stanie, jak ten list nie trafi do właściwego adresata?
- Wtedy cię znajdę i zabiję. - odpowiedziałem bez namysłu.
- No cóż, ryzyko zawodowe... A co z zapłatą?
- Dowództwo pokryje wszelkie koszty twojej wyprawy.
- No, to rozumiem.
Otworzył drzwi i krzyknął:
- Chłopcy zbierać się! Jutro odpływamy!
- Bywaj Marcello. - pożegnałem się.
Gdy wychodziłem z karczmy miałem dziwne wrażenie, że kelnerka patrzyła się na mnie podejrzliwym wzrokiem. Mam nadzieję, że nie podsłuchiwała, bo zrobi się nieprzyjemnie.
To teraz muszę zacząć pozyskiwać wpływy laguzów.


cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz