sobota, 6 maja 2017

Od Sorki

Obudziłam się, gdy promienie słońca padły na mój pysk, a Pierro wyparował. Pozostawił po sobie tylko trop. Zła na siebie, że tak łatwo mi zwiał, postanowiłam podążyć za nim. Zagrzebałam pozostałości ogniska w piachu i poszukałam jego śladów. Miał duże łapy i był prawdopodobnie ciężki, więc znalazłam je bez problemu. Szedł w stronę lokum Dallam. Ruszyłam śladem bez chwili zwłoki. Poranek tego dnia był piękny, zachwycił mnie od pierwszych chwil. Ja jednak myśli miałam zajęte obcym basiorem. Nie miałam wobec niego dobrych przeczuć. Przyśpieszyłam kroku. Muszę czym prędzej porozmawiać z Dall, pomyślałam, albo chociaż być w pobliżu. Muszę sprawdzić, czy nie ma złych zamiarów. Przybywał z daleka, gdzie zwyczaje były inne. Z pewnością dezorientowało go wszystko, co go otaczało. Może na dezorientację reaguje agresją? Albo łatwo da się zaskoczyć, gdy coś go zaatakuje? Wątpiłam, by potrafił się bronić przed stworzeniami leśnymi. Wyglądał, jakby nigdy nie był w lesie. Powinnam była go pilnować. Po kilku minutach zapach się wzmocnił. Przewidywałam, że niedługo ujrzę Pierro na swojej drodze.
Nagle owiała mnie woń. Kocia sierść, krew, mięso, rozgrzany piasek. Chwilę potem usłyszałam syczenie i prychanie, trzepot wielkich skrzydeł. Odskoczyłam gwałtownie, ale nic mnie nie zaatakowało. Rozejrzałam się, węsząc i zlokalizowałam źródło. Niedaleko w zaroślach jakieś stworzenie szykowało się do skoku.
Napięłam mięśnie łap. Bestia skoczyła, a ja przeturlałam się w bok.
Piękne, kocie ciało z łatwością i niesamowitą lekkością wylądowało i odwróciło się ku mnie. Złote oczy płonęły, pysk wykrzywił się w agresywnym grymasie. Mogłabym uznać, że zaatakowała mnie czarna pantera, gdyby nie krucze skrzydła wystające po jej bokach. Ostre pazury rozcięły grunt.
Nie pamiętałam nazwy tego potwora i nie mogłam sobie jej przypomnieć. Byłam pewna, że pantera tropiła Pierro. Pachniał inaczej, niż reszta wilków w tych stronach. Pachniał rybami.
Skoczyła ponownie ku mnie, składając skrzydła w pędzie i sycząc zaciekle. Szybko przeanalizowałam sytuację... Pod nią się nie zmieszczę, na boki skoczy... Wyskoczyłam w górę, odbijając się łapami od jej głowy. Zraniła moją tylną łapę zębami. Zachwiałam się, lądując jej na grzbiecie. Pantera prychnęła, rzucając się górę. Rozwinęła wielkie skrzydła i pociągnęła mnie ze sobą. Utrzymanie się w powietrzu nie było proste, bestia równie dobrze poruszała się na ziemi, co nad nią. Wirowała, gwałtownie skręcając na wszystkie strony. Warknęłam, wgryzając się w jedno z jej skrzydeł. Tor lotu zaburzył się, wiatr uderzył w uszkodzone skrzydło, stawiając opór. Bestia zapiszczała żałośnie i zrzuciła mnie, po czym sama popędziła ku ziemi.
Złapałam zębami jej ogon i poszybowałyśmy w dół, targane wiatrem. Pióra furkotały i świszczały. Upadłam na ziemię kilka metrów od niej i wstałam powoli, odstawiając torbę. Poczułam ból w łapie, ale zignorowałam go. Wyplułam trawę i piach. Pantera przestała się miotać, dźwignęła się na nogi, z trudem składając skrzydła. W oczach miała nienawiść.
- Wybacz spóźnienie, Dallam, Sunset... - Mruknęłam w przestrzeń i ruszyłam na spotkanie z wrogiem.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz