niedziela, 14 maja 2017

Od Dallany c.d. Pierro: "Dobro jest względne 8"

Kompletnie nie wiedziałam, z kim mam do czynienia.
- Stoisz przed nią. - rzuciłam tylko, on zaś w odpowiedzi ukłonił się, przywołując na twarz nieprzyjemny grymas.
- Nazywam się Pierro, syn Abbada. Najmocniej przepraszam, jestem na Północy od niedawna. Jeszcze nie przyswoiłem wszystkich waszych zwyczajów.
Jakich zwyczajów, pomyślałam, czyżby w jego stronach nie znano słowa 'proszę'? Do każdego obcego jest taki?
Również się przedstawiłam, bacznie przyglądając osobnikowi. Był potężnej postury; moja pierwsza myśl była taka, że z pewnością ten basior nie lubi z nikim się cackać. Moją uwagę przykuły również oczy - były w dwóch różnych, wyrazistych kolorach. Piękne. Nie zarejestrowałam nikogo poza naszą dwójką, mimo to wolałam uważać.
- W jakiej sprawie mnie szukałeś, Pierro? - postanowiłam od razu przejść do rzeczy. Im szybciej załatwię tę sprawę, tym szybciej wrócę do swoich planów... Przynajmniej tak myślałam, dopóki nie zdradził mi celu wizyty.
- Przywódco Wilków, chciałbym do was dołączyć. - powiedział, wciąż tonem nadętego posła lub innej 'osobistości'.
- Możesz mówić mi po imieniu, Pierro - co tym razem ci nie pasuje, że mrużysz brwi...- jak zwykle jesteśmy otwarci na nowe wilki, nie będzie więc problemu z twoim dołączeniem.
- Tak po prostu? - spytał, lekko zdziwiony.
- Cóż, tak. A jak inaczej?
- Nie sprawdzacie, czy obcy jest wystarczająco dobry, by móc zasilić wasze szeregi?
- Gdybyśmy mieli każdego testować, połowę populacji stanowiłyby wilki w okresie próbnym. Jeśli bogowie cię nie zabiją, to raczej nie ma problemu.
- Idziecie na łatwiznę.
- Ja to widzę nieco inaczej.
- Typowe dla wader - stwierdził kwaśno.
- Chodź zatem do jaskini. - rzuciłam oschle, ignorując jego słowa.
W kominku wciąż leżały rozżarzone węgielki. Kazałam basiorowi się rozgościć. Wzięłam do miski nieco wody i oblałam żar, który zgasł z sykiem.
Odwinęłam z łapy talizman i podeszłam do jednego z kryształów. Małe, niebieskie kamyczki rzuciły delikatną tęczę, która zmieniła się w nieco rozmazany fantom wilczej głowy.
- Ansuzo? - spytała nieco nieprzytomnie wadera. Gdzieś obok usłyszałam mruknięcie brzmiące trochę jak "kolejna", ale nie byłam pewna, czy to u mnie, czy u mojej rozmówczyni.
- A kto? Słuchaj, Rail. Zwołaj laguzów i Sunset do świątyni za dwie..
- Sunset udała się na...
- Wiem, gdzie się udała. - tym razem to ja jej przerwałam, przewracając oczami - Masz jej przekazać, że za trzy godziny oczekuję ją w świątyni, o resztę się nie martw.
- Tak jest! - dopowiedział cichutki głosik, gdy zerwałam połączenie. Talizman wrócił na swoje miejsce. Gość siedział sztywno, wbijając we mnie spojrzenie. Nie odwrócił wzroku, gdy napotkał moje.
- Czy ja jestem jedynym basiorem na tych ziemiach?
- Idziemy. Choć jest trochę czasu, może zbiorą się szybciej, to szybciej będziesz mógł udać się na poszukiwanie basiorów, skoro tak bardzo ich pragniesz.
Nie obejrzałam się za siebie, słysząc ciche warknięcie. Skrzywiłam się, myśląc o mojej kładce, zalanej przez rzekę. Nie minie nas przechadzka po błotnistych łąkach, skoro Matka tak wezbrała. W sumie miałam szczęście, że aż do wczoraj mogłam przejść tamtą drogą względnie suchą łapą.
Pierro zrównał ze mną krok. Szliśmy średnio szybkim marszem. Nie było to moje tempo - wolałabym pokonać większy odcinek biegnąc, a potem odpocząć, lub iść wolniej. Gdy dotarliśmy na podmokłe tereny, z ulgą zobaczyłam, że ścieżka jest niemal nienaruszona. Podeszłam do koryta, by złapać oddech pod pretekstem napicia się. Woda była nieprzyjemna i zimna. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Basiorowi ewidentnie nie spodobały się podmokłe tereny, coś więc nas łączyło.
Dotarliśmy na miejsce. Nowy rozejrzał się, ciekawy, gdy tymczasem ja przywitałam się z Laycatinem i Cedą. Wkrótce dołączyli pozostali, w tym Sunset, na widok której nowy wilk zastygł. Sun, widząc to, tylko zmarszczyła brwi i skrzyżowała ze mną spojrzenie. Zrozumiałam, że powie mi coś później. Czekaliśmy tylko na Sorkę, która wciąż się nie zjawiała. Nikt nic nie wiedział. Poczekaliśmy jakiś kwadrans od ustalonego czasu. Pierro rzucił mi krytyczne spojrzenie... Tak, spóźnienie się jednego z laguzów raczej nie dodało mi nic w jego oczach. Co mnie obchodzi jego opinia? Zdecydowałam wprowadzić go do społeczności w wybrakowanym składzie.
Weszłam lekkim krokiem do świątyni. W ciszy zbliżyłam się do figur. Zamknęłam oczy.
- Bogowie, przyjmijcie proszę basiora o imieniu Pierro do watahy Wilków Berkanan.
Spojrzałam w miejsce, gdzie w blasku z nicości zaczęła zbliżać się do mnie uśmiechnięta Berkanan. Pokłoniłam się, zapominając o złości i przyjęłam z jej łap misternie wykonany talizman. Bogini zniknęła, a ja ostrożnie położyłam dar na ołtarzyku, w myślach dziękując za niego. Wróciłam na zewnątrz, by zwołać resztę. Pierro omiótł wzrokiem świątynię. Zaraz też do wnętrza wślizgnął się szary cień. Czyli mamy komplet.
Stanęliśmy w kręgu dookoła wilka.
- Jak się nazywasz? - spytałam, aby przedstawił się wszystkim obecnym.
- Pierro, syn Abbada z Pustynnej Włóczni! - niemal krzyknął.
- Czy masz przyjazne zamiary? Będziesz wiernym członkiem watahy?
- Tak. - powiedział niewiele ciszej, niż wcześniej.
- Czy masz czyste sumienie?
- Tak.
Właściwie nie musiałam zadawać trzeciego pytania, ale chciałam zobaczyć, czy zawaha się przed odpowiedzią. Jego ton był jednak równie pewny co wcześniej. Wzięłam przeznaczony dla basiora talizman i zawiesiłam mu na szyi. Jak zawsze, na chwilę zniknął w białej poświacie, lecz niespodziewanie rozniosła się ona jak fala, omal mnie nie przewracając. Pierro przez chwilę leżał na ziemi, lecz natychmiast poderwał się na równe łapy.
- Jego talizman... - szepnął ktoś. Faktycznie zniknął, a przecież przed chwilą znajdował się na szyi. Zwróciłam uwagę na szary pył na ziemi i futrze wilka.
- Nie wiem, o co chodzi, ale właśnie straciłeś talizman.
- Ale przecież Berkanan przyniosła go, co znaczy, że akceptuje nowego wilka. - stwierdziła Sun.
- Co nie zmienia faktu, że Jasza niezbyt mu sprzyja. Nie uznał go jako pełnoprawnego wilka Berkanan. Bez tego talizmanu Pierro może być jedynie othanal - odparowałam.
- Nawet sam Jasza nie powstrzyma mnie przed misją. - powiedział uroczyście Pierro, zdejmując wisior z metalowym kółkiem i jakimś znakiem, następnie unosząc go w moim kierunku - To będzie mój talizman. Udowodnię, że jestem godzien bycia pełnoprawnym członkiem tej watahy.
Nie można zmienić w talizman wszystkiego, co się chce. Przyjęłam mimo to wisior, położyłam na ołtarzyku i bez większego przekonania poprosiłam Jaszę o odrobinę mocy. Nowy medalion błysnął delikatnie. Zaskoczona, podniosłam go i tak samo jak pierwszy, zawiesiłam na szyi basiora. Tym razem nic się nie zepsuło.
"Dzieci.." - Rozczarowanie? Przemknęło pomiędzy myślami i uleciało, tak że nie byłam pewna, czy sama tego nie 'powiedziałam'. Uczucie było zbyt odrealnione i nieadekwatne do sytuacji, bym mogła zwrócić na nie uwagę.
Laguzy przedstawiły się kolejno i powiedziały parę słów na temat swoich frakcji. Nie rozmawialiśmy długo, co przyjęłam z ulgą.
Rozeszliśmy się, witając na niebie ciemne chmury. Gdzieś nad górami niebo pojaśniało, nie dotarł tu jednak dźwięk grzmotu. Możliwe więc, że zdążę wrócić przed burzą. Wszyscy ruszyli w swoje strony, a ja zrównałam się z Sorką, która już kierowała kroki na szlak do mojego domu. Miałyśmy parę rzeczy do wyjaśnienia.

Pierro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz