poniedziałek, 22 maja 2017

Od Sorki c.d. Sunset

Rdzawa poświata księżyca zalała polanę i zgromadzone na niej wilki. Wojownicy, głodni i zmęczeni, zebrani w jedność pod niewysokim wzgórzem, wokół nielicznych ognisk. W ich oczach odbija się ból. Dowódca przeplata słowa "tak trzeba" z kojącymi frazami z pieśni i nieustającymi rozkazami, nakazującymi im zabijać własnych braci.

***

Noc miała barwę rdzy. Powietrze było suche i ciepłe, południowy wiatr zawitał w lesie. Siedziałam na krawędzi wzgórza, mając oko na wszystkie zebrane oddziały, zgromadzone w grupkach i rozrywające pożywienie. Widziałam, że rozmawiali o rzeczach przyjemnych. Chcieli choć trochę podnieść się nawzajem na duchu. Za mną tliło się słabo ognisko, a obok niego trzy wilki - Monelixe, Gretanne Zmys i Takvo. Ten ostatni milczący, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Uniosłam pysk, słuchając wiatru i wpatrując się w gwiazdy.
Byłam zmęczona.
Odwróciłam się do towarzyszy i dojadłam swoją porcję mięsa. Z trudem przeszło mi przez gardło.
Takvo wstał. Bez słowa podszedł do ogniska i nasypał ziemię na ledwie tlące się gałęzie. Uniosłam powoli wzrok. Wiedziałam, że rzeź młodych wywarła na niego bardzo zły wpływ.
- Wszystko w porządku, Takvo? - Zapytała cicho Gretanne.
- Przypomina mi płomienie - oczy basiora rozbłysły - płonące drzewa.
- Zgasło by zaraz... - Wymamrotałam i zaraz pożałowałam tych słów.
- Zgasłoby...? - Takvo utkwił we mnie wzrok - oczywiście, że by zgasło. Tak samo jak las. Też w końcu zgasnął. I... Niech pomyślę. Jak życie w zmasakrowanych wilkach. Tak właśnie by zgasło.
Mone otworzył pysk, by coś powiedzieć. Położyłam mu łapę na łapie. Zamilknął.
- Czy masz mi coś do powiedzenia, laguzo? Jakąś świetną strategię, ulubiony dowódco? Mnóstwo drzew spłonęło. Dlaczego wysłałaś tam tego othanal? Mało mamy jeszcze problemów? Myślisz, że po tym, co tu się stało, nowi wojownicy będą.... - głos mu drżał - będą mieli odwagę walczyć za watahę? Może naruszyliśmy im psychikę? Mogliśmy pozwolić, by wyłupili ci to oko, wtedy może widziałabyś lepiej i przestałabyś być ślepa - rana wokół oka zapiekła.
Takvo mówił długo i cicho. Nie słyszeli go na dole. Chociaż jego słowa brzmiały w mojej głowie jak krzyk. Gdy skończył, moje łapy drżały. Basior odbiegł w ciemność. Gretanne Zmys rzuciła krótkie i bezimienne "nie obwiniaj się", po czym pobiegła za nim.
Odwróciłam się z powrotem w stronę wojowników pode mną i uparcie wgapiałam się w las. Nie zawiodę już. Do moich nozdrzy dotarł jakiś znajomy zapach, ale zignorowałam go, podobnie jak mówiącego Monelixe. Wystarczył mi jego spokojny ton głosu, melodyjny jak piosenka. Po jakimś czasie zaczęłam odpowiadać na to, co mówił do mnie. Aż w końcu przeszedł do sedna.
- Powinnaś się położyć.
- Nie pójdę spać, dopóki wróg jeży się na watahę.
- Nie obronisz watahy w twoim stanie.
Miał rację. Patrole i warty były poustawiane. Gdyby działo się coś złego, wiedziałabym o tym. Z wahaniem położyłam się i zamknęłam oczy.
- Grzeczna laguza - pochwalił mnie Mone, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. A znajoma woń wzmocniła się.

Dallana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz