poniedziałek, 29 maja 2017

Od Asmodeusa c.d. Cedy

Ceda. Moja Cedka tutaj była, trochę spokojniejsza i poważniejsza na pyszczku, jednak nadal Cedka... Chociaż raczej chyba powinienem mówić o niej languza, "Pani Ceda", ale kto by się tym przejmował? To nie była tylko languza, czy matka osieroconego szczenięcia, to była też moja przyjaciółka, moja Ceda.
Słuchałem jej słów w skupieniu, ciesząc się każdą chwilą, a jednocześnie każdą dokładnie analizowałem, by niczego nie przeoczyć. Wojna domowa, wszechobecny strach, ranne wilki, obce szczenię.
Gdy w końcu przypadł mój czas na zwierzenia, wyciągnąłem przednie łapy jeszcze bardziej w kierunku ogniska i przypatrując się jego gorącym płomieniom, rzuciłem tylko:
- Sunąłem z wiatrem. Trochę byłem tu, potem trochę tam... I jeszcze kawałek dalej.- Uśmiechnąłem się blado, zerkając na waderę. Ta przypatrywała mi się z zainteresowaniem, delikatnie się uśmiechając. Mimo wszystko jej oczy, którymi zaraz potem teatralnie przewróciła, były dużo weselsze niż wyraz na pyszczku.
- Jak zawsze wylewny.- Wymruczała cicho, w czym odpowiedziałem jej krótkim, rozbawionym parsknięciem.
- Za górami, rozglądałem się i szukałem dla siebie miejsca. Dużo myślałem o Nero i o tobie...- Przyznałem, na chwilę urywając wypowiedź.- W końcu dopadła mnie ambitna myśl, w końcu "gdzie serce twoje, tam dom twój", a jako że tak daleko do przeszłości nie chcę wracać, jak Nero, Awar, czy chociaż rodzice, to prawdopodobnie będziesz na mnie skazana właśnie ty. Moje serce jest podarte, ty masz jeden, taki solidny jego kawałek.- Roześmiałem się cicho, aby przypadkiem nie zbudzić śpiącej samiczki, po czym posłałem starszej waderze przyjazne spojrzenie.- Wybacz, że majaczę od rzeczy, ale jestem dziwnie podekscytowany tym spotkaniem. Brakowało mi ciebie u boku, Ceduś.- Pacnąłem waderę po nosie, zachowując nieprzytomny, wzrok na jej oczach. Za moimi od jakiegoś czasu zaczęła podążać ledwo widoczna, złota poświata, powołana przez nastający mrok.
- Nic się nie zmieniłeś. Te same 'głębokie teksty'.- Odparła z rozbawieniem.
- No wiem, emocje są napięte niczym na grzybobraniu.- Wyszczerzyłem się szeroko, układając wygodniej nadal mokre skrzydła na podłodze. Chciałem chociaż trochę przyspieszyć proces ich wysychania, co z góry było pewne, że chwilę zajmie.
Kiedy już po paru momentach mój pysk ponownie nabrał poważnego wyrazu, skupiłem wzrok na swoich łapach. Wsłuchiwałem się w dźwięk strzelającego w ogniu drewna. Czułem walące serce Cedy i ciche popukiwanie u Filliv. Odgłos mięsa piekącego się w rudych płomieniach. Dźwięki nocy zagłuszała jedynie uparta ulewa oraz rozchodzące się od czasu, do czasu uderzenia błyskawic w ziemię, a przez jedną taką, wyjątkowo głośną, poderwałem głowę w górę, aby po chwili skrzyżować lśniące spojrzenie z Cedą.
- Ledwo zdążyłem przyjść, a Bogowie już się ofukali i pioruny nam zesłali.- Wymruczałem, rozglądając się po jaskini.- Normalnie nie czuję, kiedy rymuję.- Dodałem, uśmiechając się dyskretnie, aby po chwili ułożyć łeb na łapach i z tej perspektywy zlustrować całe pomieszczenie. Było tu przytulnie i miło, a trzeba przyznać, że wadera ładnie się urządziła. Obserwowałem wszystko dokładnie, aby przypadkiem nic mi nie umknęło, aż w końcu moją uwagę odwróciła sama Pani Gospodarz przeciągłym ziewnięciem.
- Ej, nie usypiaj mi tu, sam bym zjadł te kawały mięsa, ale nie jestem aż taki zachłanny.- Uśmiechnąłem się, szturchając waderę w bok, po czym podniosłem się do pozycji stojącej i ostrożnie zacząłem zdejmować pożywienie z ognia.

<Ceduś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz