- Wiesz… Widocznie muszę Cię pilnować. Za którymś razem nie będzie mi się chciało Cię znowu ratować.-mimowolnie się uśmiechnęłam, Sunset była miła.
-Jakieś ziarno prawdy w tym jest, planowałam iść dalej, ale chyba sobie odpuszczę, po tym
co zafundował mi ten...- nie ma to jak zapomnieć imię, musiałam wyglądać głupio, próbując sobie przypomnieć jego imię.
-Marlin.- podpowiedziała towarzysząca mi wadera, kiwnęłam głową.
-No więc.. Jak go spotkasz, "pozdrów" go ode mnie-mruknęłam i ruszyłam truchtem w stronę Berkanan, utykając lekko. Chyba będzie mnie czekać żucie jakiegoś zielska, pewnie jakieś gorzkie dziadostwo dostanę czy coś jeszcze gorszego... Aż się wzdrygnęłam na wspomnienie ostatniego razu u medyka, ohyda. Po drodze uznałam że jednak nie zawędruję do reszty watahy tylko pozwiedzam trochę tereny, skręciłam więc w inną ścieżkę, prowadziła na północ, w plecy wiał mi chłodny wiatr, było to irytujące ale skoro taka była moja decyzja to nie wrócę przynajmniej przez dwa dni. Może nawet odwiedzę Azeri albo spróbuję kogoś poznać? Może lepiej nie, pewnie coś spapram, więc szybko skupiłam się na czymś innym, moja długa nieobecność znów dała się we znaki, ale podobno było kilka nowych wilków... Zajęłam moje myśli techniką polowania, przez to całe zamyślenie nie ogarnęłam, że zrobiło się ciemno, a ja nie wiem gdzie jestem... Usłyszałam cichy plusk wody, nadstawiłam uszy i.. tak to była woda. Skręciłam lekko w bok, by nie wejść w coś, czego nie lubiłam ale jednak poczułam coś mokrego, a zarazem oślizgłego, odskoczyłam jak oparzona ale to "coś" dalej było na moich łapach. Zapiszczałam cicho, zaczęłam skakać dziko by to "krwiożercze stworzenie" ze mnie zeszło, ale ono tylko rzucało się na wszystkie strony. Uspokoiłam się trochę i rozejrzałam,w nadziei że nikt tego nie widział, ulżyło mi. Wokoło nie było żywej duszy, odetchnęłam z ulgą i spróbowałam ściągnąć to drugą łapą, pomachałam nią dziwnie ale to dziadostwo odpadło.
-Dobra Shad... musisz się przemóc i popływać, albo wejdź po prostu do wody.-powiedziałam stanowczo do siebie, chyba licząc na to że się przekonam że nic mi się nie stanie, jednak dobrym wyjściem to nie było bo ten zielony glut (na szczęście to nie było żadne zwierzę!) narobił mi stracha. Powoli zaczęłam zanurzać łapy, woda była ciepła, ruszyłam dalej w nadziei że nie zaczepię się o nic. Powoli robiło się głębiej i straciłam grunt pod nogami, zaczęłam panicznie nimi machać. ~Kurde zwykle to prawie niczego się nie boję, a wody to się cykam.
jak głupia.~Skarciłam się w myślach, moja Reprezentacja lekko się zaczerwieniła, opuściłam głowę w dół i to był błąd. Zachłysnęłam się wodą, opanowane jakkolwiek ruchy znów przerodziły się w próby złapania równowagi i dopłynięcia do brzegu, gdy poczułam grunt pod łapami zaczęłam kaszleć by wypluć resztki słonej wody. Rzuciłam się na piasek i zamknęłam oczy, na chwilkę...
***
Ta chwilka trwała jednak do rana, czułam jak bolą mnie mięśnie, najchętniej zostałabym na piasku ale gdybym dała za wygraną, mogłabym nie wstać. Chciałam jeszcze poleżeć ale byłam głodna, nie pogardziłabym nawet rybą, więc podniosłam się na nogi
i najciszej jak umiałam, weszłam do letniej wody w której pływała ma "zdobycz", nie miałam pomysłu by złapać rybę bez zanurzenia głowy, więc musiałam obyć się smakiem...
Znów położyłam się na piasku, w nadziei że jakaś ryba wypłynie na brzeg i się udusi.
W pobliżu nie było żadnego innego zwierzęcia, nie licząc ryb i atakujących zielonych glutów.
Leżałam więc na wznak, cała uwalona piaskiem i innym dziadostwem, z wpółprzymkniętymi oczami. Noc była zimna a moja Reprezentacja chyba miała na mnie focha za wczorajszą przygodę i mnie nie ogrzewała, najprawdopodobniej się przeziębiłam, bo nie czułam się tak dobrze jak wczoraj, przed kąpielą... Mruknęłam zdenerwowana i odwróciłam się na drugi bok, by znów zasnąć. Usłyszałam jakieś kroki na piasku, lecz zignorowałam je, pewnie jakaś wiewiórka czy coś. Ale to nie brzmiało na wiewiórkę, było zbyt... mocne?
>Sun? Nie miałam zbytnio pomysłu, ale glon zaatakował :D <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz