Zamknęłam oczy, na które opadł czerwony pędzel. Poczułam, jak basior siada koło mnie.
- Zalatana jesteś?
- No a jak. - mruknęłam, przewracając się na brzuch. Znalazłam się blisko niego, praktyczni dotykaliśmy się bokami. Basior uniósł łapę i odgarnął mi czerwone frędzle z pyska.
Poczułam dziwne ciepło. Asmo siedzi koło mnie i wreszcie, po tylu miesiącach możemy porozmawiać. Nawet nie wiedziałam jak bardzo mi brakowało kogoś, do kogo mogłabym otworzyć gębę, czy chociaż po prostu pobyć w jego obecności.
- Cieszę się, że wróciłeś, Asmoś. - mruknęłam, opierając pysk o jego szyję. Czułam, że mogę mu zaufać jak nikomu innemu.
- Ja też, Cedku. - odparł, szturchając mnie lekko łapą - Brakowało mi twojego narzekania.
- Przesadzasz. Ja rzadko kiedy marudzę.
- Dlaczego właściwie nie odeszłaś po tym jak zniknąłem? - srzydlaty odsunął się ode mnie i zaczął jeść.
- Niedługo po tym zostałam laguzą... Szwendanie się po tym świecie bez ciebie ni byłoby już takie ciekawe, a skoro ułożyłam sobie życie tutaj, to czemu miałabym rezygnować?
- W sumie racja... - powiedział między dwoma kęsami. Flliv zawarczała przez sen. Westchnęłam i dźwignęłam się z ziemi. Jak najdelikatniej chwyciłam szczenię i uważając, żeby jej nie zbudzić, zaniosłam ją na posłanie. Rozległ się grzmot.
Wróciłam do przyjaciela.
- Zostajesz na noc? - zapytałam, rzucając okiem na górę dokumentów, która leżała na fotelu. Na twarzy Asmodeusa malowało się zdziwienie, potem zrozumienie, a na końcu wstąpiło zastanowienie.
- Nie chciałbym ci robić problemów... - mruknął niepewnie.
- Daj spokój, nie będziesz siedział na dworze w taką pogodę. Poza tym wątpię, żeby twoja jaskinia dalej była twoja.
- I tak nie miałem jednej konkretniej - mruknął.
- Możesz się zdrzemnąć na kanapie. Mam dodatkowe koce. - odparłam, uśmiechając się - Tyle razy spaliśmy w jednej norze, że chyba nie robi ci to już większej różnicy.
- W każdej z tych jaskiń została cząstka moich wspomnień i duszy, nie zapominaj o tym. - żachnął się, układając skrzydła wzdłuż ciała.
- Tak, tak, wiem, Asmoś, wiem. - przewróciłam ostentacyjnie oczami. W głębi ducha miałam jednak ochotę zaśmiać się w głos. W głębi serca tęskniłam za naszymi wyprawami i eskapadami, w których nieraz otarliśmy się o śmierć. Najczęściej z powodu własnej nieuwagi lub trudnego do przebycia terenu.Przysunęłam się bliżej ognia i wróciłam pamięcią do bagien na zachodzie oraz gór Werynskich. Było to tuż po opuszczeniu przeze mnie mojego domu, coś koło półtora roku. Dopiero od niedawna podróżowałam z basiorem i wciąż nie mogłam pogodzić się z tym że już nie mam gdzie wracać. Asmo w pewien sposób mi pomógł, odwrócił myśli od wspomnień trzaskanych gałęzi i niewyraźnego krzyku matki. Teraz nie pamiętam prawie nic, ale wtedy śmierć Artaksa była nadal bardzo wyraźna. Skrzydlaty wilk stał się wtedy kimś w rodzaju rodzeństwa, rodziny, którą utraciłam przez własną głupotę. Chciałabym kiedyś jeszcze raz zobaczyć matkę i ojca, ale nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe.
Jak teraz o tym myślę, to w największym stopniu przeraża mnie to, jak szybko zaufałam nieznajomemu. Jak prędko pozbyłam się obaw i niechęci. Jak łatwo zwierzałam mu się z przeszłości i trosk.
Napawa mnie to strachem. Nie, nie to, że zaufałam Asmodeusowi. Przeraża mnie to, że mogłam nie trafić właśnie na niego, a na kogoś, kto nigdy, przenigdy nie powinien poznać tak intymnych części mojego życia.
Na tę myśl przeszył mnie dreszcz. Zdałam sobie sprawę, że gdyby nie syn Janne, byłabym zupełnie inną wilczycą.
Przyniosłam dwa koce i w zmyśleniu wręczyłam je wilkowi. Uśmiechnął się z wdzięcznością, co ja szybko odwzajemniłam.
- Pójdę jutro z tobą do Dallany. - zaproponowałam, kładąc się w drugim końcu pomieszczenia z resztką mięsa w zębach. Okryłam się szczelnie skórami i wlepiłam swoje oczy w ogień.
- A co z twoimi obowiązkami? - zapytał wilk. Zapadła chwila ciszy.
- Będą musiały poczekać na starego przyjaciela. - mruknęłam, nie odrywając wzroku od płomieni.
<Asmo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz