Nie dziwiłam się strachowi małej. Domyślałam się, że musiała przeżyć traumę niezależnie od powodu nieobecności rodziców. Była bardzo młoda, kilka dni w samotności pewnie były dla niej przeżyciem. Nie chciałam jej przestraszyć, wiedząc, że dopóki nie odnajdą się wilki, które są za nią odpowiedzialne, mała będzie mieszkać u mnie.
- Flliv, jesteś może głodna? -zapytałam cicho, patrząc na koślawy ścieg na kocu, który marszczył materiał.
- No... może... trochę. - wydusiła waderka, patrząc na mnie z niepokojem kątem oka. Odsunęła się z powrotem na posłanie, otulając się kocem. Wstałam powoli i odeszłam do spiżarni, żeby wziąć mięso dla siebie i dla niej. Deszcz padał, wystukując rytmy na twardej skale jaskini, a wiatr wył na zewnątrz. Zagrzmiało.
Lubiłam taką pogodę. Leżenie w ciepłej jaskini i zasypianie przy odgłosach wiosennych burz było relaksujące. Pozwalało mi odpłynąć i zapomnieć o kłopotach. Ostatnio działo się to dosyć często, co mnie cieszyło.
Wróciłam do głównego pomiesszczenia, niosąc w pysku dwa kawałki sarniego udźca. Flliv siedziała skulona w rogu mojego posłania, zagrzebana pod kocami i ciężkimi skórami, spod których wystawał jedybie kawałek pyska z nosem i oczami. Jak tylko weszłam w jej pole widzenia utkwiła we mnie wzrok i nie odwróciła go nawet na moment. Zostawiłam jedzenie przy ogniu i zbliżyłam się do łóżka. Położyłam się koło niego, układając głowę na przednich łapach, po czym naciągnęłam sobie na grzbiet jedną z płacht.
- Musimy trochę poczekać, żeby dobrze się upiekło. - mruknęłam spokojnie - Chyba, że wolisz surowe.
Flliv pokręciła bez słowa głową. Nie wiedziałam o czym z nią rozmawiać, a nie chciałam jej męczyć pytaniami. Z drugiej strony uzyskanie paru informacji może się okazać kluczowe.
- Flli, pamiętasz może jak wyglądali twoi rodzice? - zapytałam delikatnie, unosząc głowę - Albo gdzie ostatnio ich widziałaś?
- N... nie...
- Nic nie pamiętasz?
Pokręciła głową, wbijając wzrok w skórę jelenia.
- To źle? - zapytała cicho, głaszcząc krzywy księżyc na kocu.
- Że nie wiesz co się stało? - pokiwała głową - Absolutnie. Nie jesteś niczemu winna Flli.
- Na pewno?
- Jasne. - złożyłam z powrotem głowę na łapach - Nie martw się, wszystko się ułoży.
Zapadla cisza przerywana jedynie cichym kapaniem deszczu i grzmotami. Z każdym hukiem waderka dygotała i wciskała się w ścianę.
- Skąd wiesz, że piorun nie uderzy w twój dom? - zapytała nagle, odsuwając się od kamienia i patrząc na szary dwór na zewnątrz. Również spojrzałam w wąskie przejście.
- Bo burza jest daleko- odparłam.
- Daleko? Skąd wiesz?
- Wystarczy policzyć sekundy między błyskiem, a dźwiękiem.
Zapadło milczenie, ale z satysfakcją zauważyłam, że Flliv zainteresowała się tym co powiedziałam. Kiedy rozbłysło światło zaczęła liczyć.
- Dziewięć. - sapnęła chwilę po grzmocie.
- Widzisz? Jest daleko, nic nam się nie stanie- odparłam, zdejmując mięso z rusztu. Wręczyłam jej jeden kawałek, a ten bardziej przyprawiony zatrzymałam dla siebie.
-Poza tym, piorun nie strzeliłby w jaskinię, bo jest nisko. One celują w wyższe rzeczy, takie jak drzewa. Właśnie o nie bałabym się bardziej.
Skrzydlata istotka kiwnęła głową, wbijają zęby w sarnie udo.
Flliv?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz