- Dallana? - poderwałam się, nieco zaspana. Rail stała w wejściu i ewidentnie nie cieszyła ją wieść, którą miała przekazać. Mnie za to nie cieszyło, że we własnym legowisku nie miałam chwili spokoju.
- Witaj, Rail. Co masz mi do powiedzenia o tak późnej porze? - spytałam, nie kryjąc niezadowolenia.
***
Biegłam w miejsce, gdzie miała stacjonować Sorka. Wreszcie spotkałam jakąś waderę... Gretanne, jedna z ulubionych podwładnych Sorki.
- Ansuza? Nie jest bezpiecznie, chodzić po okolicy samotnie...
- Chrzanię twoje pojęcie bezpieczeństwa - rzuciłam i wyminęłam waderę. Wpadłam na polanę, gdzie w grupkach siedziały wilki. Ignorując wszelkie powitania i pytania, natychmiast znalazłam się przed laguzą, której na mój widok uśmiech spełzł z pyska.
- Co? Dobrze się bawisz? - rzuciłam, na co ta zmarszczyła nieznacznie brwi. Towarzyszący jej Monelixe już miał się odezwać, ale wystarczyło, że na niego spojrzałam, by stulił pysk i położył uszy po sobie.
- Coś się stało? - zapytała Sorka bezbarwnym tonem.
- Nie, nic się nie stało. - nie potrafiłam opanować jadu w głosie. - Znikam na jeden dzień, tylko jeden dzień. Gdy wracam, las jest sfajczony, w lecznicy leżą półżywe młodziki, po okolicy krążą jacyś idioci, twoja raido upomina mnie za chodzenie po lesie, a ty nie raczysz wysłać mi wieści wcześniej. Rozumiem, że takie problemy mnie nie dotyczą?
- Dallam, spokojnie, porozmawiajmy...
- Właśnie to robię. - powiedziałam głośniej, zagłuszając dalsze słowa wilczycy, po czym kontynuowałam. - Nie wtrącam się zwykle do zarządzania oddziałami. Ale wiesz dlaczego wilki Berkanan walczą z wilkami Berkanan? Bo im na to pozwoliłaś. Oczekujesz, że zyskasz lojalność bawiąc się w altruistkę i spóźniając na zebrania? Po kiego biesa wysłałaś othanal na przeszpiegi? Mówiłam ci, że mu nie ufam. Dlaczego oczekiwałaś, że dwa równie harde co Pomer i Ferguson basiory ot tak się pogodzą? Nie masz odwagi by palnąć ich w durne łby i pokazać, że żaden z nich nie jest ważniejszy? Nie potrafisz utrzymać karności? Czy ty w ogóle znasz swoich podwładnych?
- Znam, ale wiesz, że nie wszystko da się rozwiązać na już. Znalazłam się na miejscu, gdy tylko doszła do mnie wieść. Niestety, było już za późno.
- Sorka doskonale sobie poradziła, ograniczając straty i ogarniając sytuację - wtrącił się Menelixe. - Myślę, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
- Nie. - ucięłam ostro i warknęłam. Wbijałam w laguzę spojrzenie. - Dałaś władzę raido nad innymi raido, tym samym dzieląc jednolite wojsko na grupy. Czy zapanowanie nad całą grupą przekraczało twoje możliwości? Dlaczego z jednego laguza wojennego nagle powstało ich dziesięciu? Nie przypominam sobie, bym na to zezwalała. Od teraz jesteś jedynym dowódcą, a jakkolwiek możesz wymagać pomocy od podwładnych, tak Monelixe, Gretanne czy Takvo są takimi samymi raido co tamci na dole. I proszę o tym pamiętać. - spojrzałam na wspomniane wilki, które w międzyczasie zjawiły się i w ciszy przysłuchiwały moim słowom. - Przypominam wam, o panującej tu hierarchii, nie odbieram zasług. Nakazuję raportowanie waszych poczynań - zwróciłam się znów do Sorki - Nie życzę sobie zatajania informacji. - powiedziałam tonem nie cierpiącym sprzeciwu. - Jeśli przez twoje niekompetencje i ten cały konflikt ucierpią cywile, odpowiedzialność spada na ciebie. Ciekawe, czy raczyliście zawiadomić inne wilki, czy ich bezpieczeństwo jest sprawą mniej istotną, niż kąsanie wroga. Żegnam.
***
Odchodząc, usłyszałam jeszcze, jak Sorka prosi któregoś z obecnych, by nie szedł. Za mną. Parsknęłam, zastanawiając się, kto był takim idiotą. Jeszcze tego brakowało, by śledzili mnie "obrońcy". Zanurzyłam się w las i skierowałam tam, gdzie prawdopodobnie nie stacjonowali rebelianci. Kopnęłam szyszkę, która odbiła się od drzewa z cichym pacnięciem. Zamachnęłam się i uderzyłam w drzewo, pazurami orając korę. Przeszłam przez bajoro, nie zważając na zimną, bryzgającą wodę i chlapiący muł. Spłoszyłam siedzące tam perkozy. Rzuciłam się na jednego, rozszarpując mu gardło, wyszłam na brzeg i zaczęłam szarpać, odrywać mięśnie, odrywać skrzydła, wyrywać pióra. Zostawiłam strzępy. Ruszyłam dalej, zaczęłam biec i zwolniłam dopiero, gdy zmęczenie przesłoniło złość. Padłam na ziemię, ciężko dysząc. Miałam chęć zostać tu i podziwiać gwiazdy. Nie byłam jednak aż tak głupia, by zostawać w nieosłoniętym miejscu jak łąka, na której się znajdowałam. Znalazłam wielki głaz o płaskiej powierzchni, pięć minut drogi dalej. Wskoczyłam na niego i położyłam się, opierając ubabrany krwią pysk na wyprostowanych, równie czerwonych łapach.
W tej samej pozycji zastała mnie Sorka niedługo później. Nic nie powiedziała na ślady krwi. Wskoczyła na głaz i westchnęła.
- Możemy porozmawiać?
- Teraz tak. Przepraszam za to, że...
- Nie przepraszaj, Dall. Masz rację, powinnam była trzymać łapę na pulsie. Nawaliłam, ale wszystko naprawię. - powiedziała, zmęczonym, lecz pewnym siebie głosem.Leżałam dalej, z zamkniętymi oczami, gdy ona odpowiadała na postawione jej przeze mnie zarzuty, jednak nic na jej słowa nie odrzekłam. Leżałyśmy przez chwilę w ciszy, gdy moja towarzyszka ponownie ją przerwała - Rozumiem, że jesteś wściekła, ale nic nie wspomniałaś o Sunset. Czy wiesz, że ona... Zaginęła?
- Och, Sorko. Masz nieaktualne wieści. - skrzywiłam pysk w drwiącym grymasie. Nawet szpiegów nie ma dobrych.
- To znaczy, że się znalazła? Nic jej nie zrobili? - kąciki jej warg uniosły się w słabym uśmiechu ulgi, który zaraz zniknął.
- Tak, znalazła się i nie, nic jej nie zrobili. Bo widzisz, nasza dagaza zdecydowała się przyłączyć do zdrajców.
Sunset? Sorka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz