niedziela, 7 maja 2017

Od Cedy

Ściemniało się coraz bardziej, a niebo zalały szare pasma. Coraz wyraźniej było widać białe punkty, które czasem przysłaniały ciemne chmury. Cicho zamknęłam za sobą dębowe drzwi i otrzepałam futro z nieistniejącego kurzu. Poczułam dziwne zadowolenie z powodu uporządkowania dokumentów. ,,Nigdy więcej nie wyrzucam zwojów na biurko. Będę wszystko chować do szuflad, słowo", pomyślałam, a po chwili wyszczerzyłam się do siebie. ,,To jasne, że za parę dni będzie tutaj taki sam burdel".
Ruszyłam wolnym krokiem w kierunku domu, ziewając przy tym niemiłosiernie z powodu zmęczenia. Miałam ochotę na dużą porcję sarniny i ciepłe posłanie. Musiałam wpierw tam dojść, a spacer dłużył się niemiłosiernie, przez co czułam coraz większe rozdrażnienie. Gdyby nagle wpadł na mnie jakiś wilk i przeszkodził mi w podróży, nie potraktowałabym go miło.
Nad moją głową zaświergotała płomykówka. Uniosłam pysk, patrząc na piękną sowę. Ona również mnie zauważyła, a w świetle wschodzącego księżyca ujrzałam, jak jej wielkie oczy odbijają blask, stając się srebrnymi tarczami. Zagruchała cichutko i obróciła głowę w tył, pokazując rudawe upierzenie na karku. Gdybym miała mieć jakiegoś ptaka jako zwierzątko czy towarzysza, to zapewne próbowałabym swoich sił z płomykówkami.
- Hej, mała. - szepnęłam, a sówka od razu zwróciła w moją stronę dziób. Coś jednak było nie tak. W chłodnej ciemności zauważyłam, że ptak stroszy się, a po chwili zawył cienko. Zerwał się z gałęzi gwałtownie, tak, że dopiero po kilku machnięciach skrzydłami wyrównała lot i odzyskała równowagę. Zmarszczyłam brwi.
W krzakach za mną coś się poruszyło. Ciężkie ciało tratowało cienkie patyki niewielkich roślin, a jego przygarbiony zarys prześwitywał przez wolną przestrzeń między liśćmi. Przez sekundę błysnęła biel białek. Stuliłam niespokojnie uszy, uważnie śledząc zarośla. Serce przyspieszyło mi gwałtownie, kiedy poczułam smród, który bił od tej istoty. Napięłam mięśnie, gotowa odskoczyć w każdej chwili. Znów rozległ się szum w roślinności. Zamarłam, nie odważając się nawet drgnąć, a na korach drzew zamajaczył cień jelenich rogów. Zimny dreszcz przebiegł mi po grzbiecie, bo to coś było za niskie i poruszało się zupełnie inaczej niż jakakolwiek znana mi istota. Poczułam, jak gardło ściska mi się w strachu, a powietrze wyleciało z płuc. Sparaliżował mnie strach i nie mogłam oderwać wzroku od cielska, które niezgrabnie kroczyło przez trawę. Byłam pewna, że za moment to co wyskoczy na mnie i zatopi kły w mojej...
- Kim jesteś? - usłyszałam głos z tyłu. Podskoczyłam, gwałtownie się odwracając, niemal gotowa do skoczenia na najbliższe drzewo lub stworzenia Tarczy. Skupienie i trans minęły. Nie ujrzałam jednak niczego, co mogłoby przypominać jelenia; wręcz przeciwnie. Usłyszałam, jak to coś za mną łamie gałęzie w biegu. Przełknęłam ślinę przez zaciśnięte gardło. Zwróciłam oczy ponownie na waderę, która pojawiła się nagle. Miała ciemnoszare futro, które przechodziło w popielaty odcień na piersi i brzuchu. Wyszczerzyła kły, groźnie jeżąc sierść na karku.
- Kim jesteś? - wycedziła powoli, zbliżając się do mnie kilka kroków. Na jej szyi dostrzegłam rubinowy talizman.
- Ceda, lzaguza tej watahy. - odparłam chłodno, starając się zamaskować poprzednie zdenerwowanie. Co to, cholera, było?
Zauważyłam, że wilczyca spuściła z tonu. Postawiła małżowiny i przestała warczeć.
- Shadow. - mruknęła cicho, patrząc na mnie spode łba.


Shadow?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz