- Podejdź, Avaloon. - mruknęłam, nawet nie podnosząc zmarszczonego czoła znad zapisanego drobnym druczkiem raportu dotyczącego nowych posunięć rebelii. Potarłam łapą podkrążone, opuchnięte oczy i uniosłam wzrok na drobnego basiora, który stał na sztywno wyprostowanych łapach, z czołem wysoko uniesionym. Musiał zasalutować, kiedy nie patrzyłam.
- Spocznij, Avaloon. - odparłam, wstając powoli z miejsca – Co masz dla mnie?
- Jedną wiadomość, Pani Cedo. - odparł, tuląc nieśmiało uszy. - Ansuza kazała przekazać, że powinna się Pani stawić... - wymamrotał powoli i przerwał – W Świątyni.
- Dlaczego? - zapytałam drażliwie, dostrzegając, że rogaty wilk po raz kolejny zapomniał słów raportu.
- Na przyjęcie nowego wilka. - odparł zaskoczony, zapewne uważając to za oczywiste.
- Poćwicz trochę pamięć mój drogi. - mruknęłam, zabierając się do wyjścia. - Masz recytować to, co ktoś inny ci powiedział idealnie, każde słowo ma być takie samo, pamiętaj. Teraz, przy takich krótkich komunikatach jeszcze ujdzie ci to na sucho, ale później, przy złożonych rozkazach wojennych, które być może będziesz musiał przenosić, sprawny mózg jest niezwykle ważny. Tutaj jest łatwo; sam możesz dopowiedzieć to, czego zapomnisz, bo to oczywiste, ale kiedyś może ci się to nie udać.
- Tak jest, Pani Cedo. - mruknął prawie niedosłyszalnie po kilku sekundach ciszy. Wyszliśmy na zewnątrz, a Słońce prześwitywało przez burzowe chmury. Od prawie dwóch dni nie spałam, nie licząc tych dwóch-trzech godzin, które udało mi się wyłuskać, przez to zamieszanie związane z buntem. Parę razy musiałam sama biec i przekazać wiadomość, bo nie było posłańca. Dochodziła do tego góra papierów i troska o moje oddziały. Miałam nadzieję, że podreperuje to moje relacje z wilkami, którymi dowodzę.
- Masz jeszcze jakąś wiadomość do dostarczenia?
- Tak. - odparł, nadal trochę speszony – Trzy wiadomości. Jedna do Pani Sorki, dwie do szanownej Ansuzy.
- Leć szybko. - machnęłam niedbale łapą – Ale uważaj na siebie. Kea została zaatakowana, kiedy napatoczyła się na odział buntowników.
- Tak jest! - basior przyłożył szeroką łapę do piersi, po czym bez dłuższych ceregieli skoczył zwinnie w krzaki. Kilka sekund później odgłos łamanych gałęzi umilkł. Westchnęłam i szybkim krokiem ruszyłam do Świątyni.
,,Najwyższa Maneae, przyrzekam, jak tylko się to skończy, to odsypiam to wydarzenie przez tydzień", pomyślałam, zwinnie omijając grupkę goniących się szczeniaków, które darły się niemiłosiernie.
Po niedługim czasie dotarłam do Świątyni. Prześlizgnęłam się pod wodospadem, unikając zimnych kropel wody i stanęłam w ogromnej sali. Były tam już obecna Dallana. Skinęłam jej głową i pozdrowiłam, gdy nagle ujrzałam jeszcze jedną wilczycę w kącie. Kiedy tylko zauważyła, że dostrzegłam jej obecność, ruszyła szybkim truchtem w moją stronę, a krótki ogon, który przyozdobiła zielonymi piórami, kołysał się rytmicznie.
- Pani Cedo. - stanęła sztywno i przyłożyła na moment łapę do czoła.
- Spocznij. Witaj, Gallo. Masz coś dla mnie?
- Niezupełnie. Mam raport z frontu dla Pani Sorki, ale na razie jej nie widać...
- Musisz gdzieś jeszcze iść? - zapytałam, kątem oka obserwując Dallam.
- Nie. - odparła zwięźle, ale widać było, że chce już iść do domu.
- Kiedy kończy ci się warta?
- Teraz... - mruknęła, wyglądając przez wodospad na Słońce.
- Daj mi to. - odparłam – Wręczę to Sorce, jak tylko się pojawi.
- Dziękuję. - wilczyca uśmiechnęła się delikatnie, ale po chwili spoważniała. - Kazano mi przekazać również, że jeden z najlepszych wojowników po naszej stronie został ranny. Medykom udało się go uratować, ale jest w ciężkim stanie. Ucierpiał również zabójca.
- Jaki? - zapytałam, czując nagły niepokój.
- Ago. Zranili ją w biodro, nie wiadomo czy będzie mogła chodzić na lewej tylnej łapie.
- Cholera... - warknęłam, masując nos i czoło. Poczułam złość i rozdrażnienie. - Dzięki za te informacje, Galla. Możesz już iść.
- Dziękuję. - odparła sucho i śmignęła za wodospad. Mimo, że w tej chwili miałam ochotę rzucić się na posłanie, zasnąć i zapomnieć o wszystkim, to odetchnęłam głęboko i jak gdyby nigdy nic podeszłam do Laycatin'a, który właśnie wchodził. Chciałam porozmawiać, żeby zostawić za sobą wizję ciepłych skór i trzaskającego ognia.
***
Nagle do jaskini wpadła zdyszana Sorka i bez słowa wyjaśnienia zajęła miejsce obok mnie. Zaniepokoiło mnie to. Laguza nigdy się nie spóźnia.
- Jacyś chuligani zaatakowali młodszego szczeniaka. - szepnęła, krzywiąc się– Musiałam go odprowadzić do medyka.
Kiwnęłam na znak, że rozumiem. Poczułam, że jest mocno zirytowana i zdenerwowana tym, że zmuszona była nadłożyć trochę drogi, a przez to nie przyjść na czas, ale w końcu nie mogła po prostu przejść koło tego wilczęcia obojętnie.
Nagle do Świątyni wszedł nowy basior. Wszystkie oczy skierowały się na niego, moje również. Obserwowałam go uważnie z rosnącą ciekawością. W końcu była to jedna z pierwszych Ceremonii, w których uczestniczyłam nie w charakterze dołączającego. Dallam nazwała go Shadenem. Miał jasne futro w kolorach brązu i pomarańczu, ale koniec ogona barwił się na ciemny niebieski. Omiótł uważnym spojrzeniem wszystkich laguzów, a potem Ansuzę. Miał niesamowite, szkarłatne tęczówki.
***
Ceremonia zakończyła się, a ja podeszłam na moment do Dallany, żeby zapytać ją o kilka ważnych spraw w kwestii posłańców i zwiadowców. Martwiło mnie to, że moje wilki nie mają ochrony przed oddziałami Fergusa. Ostatnio podpalił drzewa i jedna z biegaczy o mało nie spłonęła żywcem, bo ogień odciął jej drogę. Teraz było za późnio na jakieś działanie pod tym względem, ale miałam nadzieję, na jakieś postępowanie w przyszłości.
<Shaden? Wybacz, że tak chaotycznie i długo...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz