Nagle zerwałam się ku górze, podtrzymując się z tyłu łapami o posłanie. Dysząc, wbiłam oczy w rysunek rodziców namalowany dawniej przez jednego z artystów, który stał w ramce na szafce. Chcąc się uspokoić, zaczęłam liczyć wspak od stu. Im mniejszą liczbę pomyślałam, tym coraz ciszej oddychałam. Po skończeniu odliczania przekręciłam się, po czym wstałam. Byłam w moim pokoju. Oznaczało to, że tamto przeżycie było snem. Chciałam tak myśleć. Chodząc po jaskini, wbijałam to sobie do głowy, bo miałam przeczucie, że tak nie było. Wszystko… wszystko było zbyt realistyczne. Nie wiedziałam, co to mogło oznaczać, ponieważ nigdy coś podobnego mi się nie przyśniło. Pierwszy raz byłam tak zdenerwowana. Nigdy mi się to nie przytrafiało. Nerwowo machając ogonem w tę i we w tę strąciłam nawet miskę z drewna. Dręczyła mnie myśl tego, co to było. Zazwyczaj zostawiam takie sprawy na później, bo są nieistotne, ale dziś podświadomie tego nie chciałam. Chcąc coś zjeść, zauważyłam, że nie mam żadnych owoców i warzyw. Była to idealna wymówka, żeby wyjść na łono natury, zrelaksować się, a przy okazji poszukać jadalnych roślin. Szybkim tempem poszłam do swojego pokoju, po czym zabrałam z szafki srebrną torbę, do której mogłam zbierać jedzenie. Zarzuciłam ją na plecy, dzięki czemu dwa zamykane otwory równoważyły się po dwóch stronach. Poprawiłam, zaciągając ją trochę do tyłu, żeby pas mnie nie uwierał, a następnie wyszłam z jaskini. Po opuszczeniu ogrodu zaczęłam schodzić ze wzgórza. Był ranek, lecz Słońce mocno promieniowało, oświetlając pobliskie drzewa, które już mogły pochwalić się pęczkami kwiatów. Pogoda była świetna. Wreszcie mogłam nacieszyć się wygodą w chodzeniu po ziemi, która tym razem nie była mokra. Wzięłam głęboki wdech, po czym ruszyłam w stronę lasu.
Lekkim krokiem spacerowałam, przemierzając wzrokiem okolicę w poszukiwaniu krzewu z owocami. Nigdzie nie czułam ich zapachu, co mnie jednak nie zniechęciło. W morzu drzew łatwo było się zgubić. W takich sytuacjach ratuje mnie jednak znajomość, jak i umiejętność rozpoznawania kierunków. W pewnym momencie chodząc po wyznaczonym szlaku w lesie, zauważyłam wypalone miejsca, które zostały pozbawione roślinności. Były po dwóch stronach i ciągnęły się na przód. Wyglądały, jakby ktoś stawiał kroki. Ową teorię wzmocnił fakt, że w jednym z nich zauważyłam kształt wilczych opuszek. Nieco zdezorientowana, ruszyłam w stronę, w którą się one ciągnęły.
Shadow?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz