poniedziałek, 27 marca 2017

Od Cedy

Wygięłam grzbiet w giętki łuk, zaciskając jednocześnie pazury na ciele upolowanego przed sekundą królika. Szkarłatna krew splamiła świeżą, niewysoką jeszcze trawę. Pod grubym pniem dębu pięły się białe płatki przebiśniegów, dając wyraźny przedsmak zbliżającej się wiosny. Wstałam dziś o wiele później, ale zdążyłam jeszcze złapać sobie obiad. Zatopiłam więc zęby w ciepłym jeszcze ciele i zaczęłam szarpać zimowe jeszcze futro mojej ofiary. Słońce znów wyjrzało na moment zza chmur, piekąc promieniami moją skórę na karku i grzbiecie. Zmrużyłam oczy na gwałtowniejszy powiew wiatru, który przyniósł świeżą woń wody płynącej w Matce. Spokojnie dokończyłam posiłek, obskrobując drobny szkielecik z ostatnich włókienek mięsa, po czym chwyciłam w zęby kostkę udową. Ruszyłam wolnym, spacerowym krokiem, mając zamiar przeszukać dolny bieg rzeki. Las już zieleniał, na krzakach pojawiały się pierwsze pąki, a wczesnowiosenne kwiaty powoli rozkwitały, więc spodziewałam się, że woda już dawno przekroczyła brzegi. Moje przypuszczenia się potwierdziły; koryto poszerzyło się o kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, metrów. Powoli podeszłam do zakrzywionego brzegu, schyliłam się i napiłam chłodnawej cieczy, po czym potruchtałam wzdłuż meandrującego nurtu. Niejednokrotnie wchodziłam na jakiś czas do lasu, bo coś przykuło moją uwagę, żeby po chwili iść nim dalej w stronę Szarego Morza. Nie jestem w tej watasze od dawna, więc nie zdążyłam jeszcze przebić się przez te tereny, poza tym skutecznie utrudniał mi to poprzedni incydent, a raczej jego skutki. Co prawda odkryłam moją reprezentację, ale rana na ciele i złamane żebro dawały o sobie znać. Szrama się goiła, zostawiając wąski pas różowej skóry, która nie porosła nowym futrem, miałam jednak nadzieję, że sierść, która rośnie naokoło blizny ją zakryje, nawet, jeśli będzie to krótsze, wiosenne włosie. W watasze nie było jeszcze medyków, czy innych uzdrowicieli, którzy mogli by to zszyć, więc byłam zdana na siebie i swoje własne umiejętności. Zawdzięczałam je matce, która nieraz i nie dwa ostro mnie przyuczała do zawodu lekarza. Mimo, że wspomnienia o rodzinie były bolesne i powodowały kwaśną, nieprzyjemną nostalgię oraz ucisk na sercu, to nie mogłam nie być jej wdzięczna.
Gwałtownie się zatrzymałam przed szerokim konarem, który zagradzał mi drogę. Na ziemi dostrzegłam jakże interesujący i przyciągający uwagę przedmiot; lśniące, czarne pióro w srebrzyste pasy. Było długie i sztywne, najpewniej pochodziło z ogona lub skrzydeł. Podniosłam je delikatnie, obracając dudką, tak, żeby chorągiewka pojaśniała w promieniach, które prześwitywały przez szczeliny w liściach drzew. Przypominało mi opierzenie Asmodeusa; jego nagłe zniknięcie bardzo mnie dobiło, ale najwyraźniej musiał mieć dobry powód. Wciąż uważnie przyglądając się znalezisku, dostrzegłam po krótkiej chwili, że na końcowej części stosiny zawiązany jest cieniutki, farbowany na bladoniebieski odcień rzemień z błękitnymi, rzeźbionymi koralikami z kamieni. Dudka, podobnie jak niebieskie ozdoby, miała wyryte różne kręte symbole przypominające pnącza oplatające drzewo. Nie zauważyłam tego wcześniej, gdyż moja łapa zasłaniała misterne zdobienie, teraz jednak przysunęłam znalezisko bliżej do twarzy, śledząc ze zmarszczonymi brwiami wzory. Po kilku chwilach doszłam do wniosku, że ktoś po prostu musiał znaleźć ozdobę i bez większych oporów wcisnęłam ją do torby przerzuconej luźno przez grzbiet. Ruszyłam w dalszą drogę w poszukiwaniu szczęścia, ciesząc się zachodzącym słońcem i chłodnymi powiewami wiatru. Jeden z nich przyniósł bardzo ciekawą, dotąd nieznaną mi woń. Gdy tylko ją poczułam, przystanęłam gwałtownie,nie będąc pewna tożsamości tego, kto krył się przede mną. Zapach był wilczy, pytanie tylko, czy jego właściciel należał do watahy i czy ma pokojowe zamiary. Wątpiłam, by ktokolwiek od razu rzucił mi się na szyję z zamiarem rozszarpania mi krtani, ale nie chciałabym nikomu przeszkadzać. Ruszyłam więc powoli, chcąc ominąć nieznajomego, kierowana zapachem, gdy nagle dostrzegłam przed sobą parę oczu i wilczych uszu.
- Kim jesteś? - zapytał nieznajomy głos.

<Ktoś, coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz