Ziewnęłam szeroko, wyprostowując sztywne łapy, aż poduszki dotknęły szorstkiej kory. Nieprzyjemnie wykręciłam kark, czując, jak strzykają mi kręgi, żeby wyjrzeć przez bark na zalany wczesnym słońcem las. Po kilku chwilach zmagań z ciasną dziuplą, którą upatrzyłam sobie zeszłego wieczoru, wygramoliłam się na żółtą, sztywną trawę, którą pokrywała ni to rosa ni to woda z roztopionego śniegu. Ziemia była nieprzyjemnie wilgotna, w niektórych miejscach wręcz błotnista. Nastawał świt; między drzewami można było zobaczyć krwistą kulę, która rzucała pierwsze promienie na różowe chmury. Nie stałam tam jednak długo; szybko chwyciłam w zęby znaleziony wczoraj błękitny kamień i ruszyłam wolnym, spacerowym krokiem w stronę mojego domu. Od kiedy ostatnio byłam u Dallany zapragnęłam mieć ładnie umeblowaną jaskinię ale brakowało mi determinacji, żeby się zabrać za tworzenie i majsterkowanie, więc poprzestałam jedynie na półkach i szafach, które w całości zajmowały różne popierdułki. Teraz chciałam tam złożyć również i najnowsze znalezisko.
Kiedy zaspanie odeszło już zupełnie przeszłam w żwawy trucht, chcą się pozbyć gęsiej skórki i sztywności w stawach. Wiatr zawiał, przynosząc nowe wonie z odległych zakątków lasu.
Nagle stanęłam. Spojrzałam w lewo, nadal czując ostrą woń w nozdrzach, czując, jak ogarnia mnie niepokój. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć...? Teraz chmury zasłoniły słońce, a wiatr, zamiast wiać w mój grzbiet tak jak uprzednio, zmienił kierunek. Stanęłam jak wryta, panicznie rozglądając się po okolicznych zaroślach, szukając jakiegokolwiek ruchu. Zamarłam zupełnie, kiedy zobaczyłam ogromną, okrągłą głowę z czarnymi, paciorkowatymi oczami i wilgotnym nosem.
Niedźwiedź otworzył pysk, z którego wydobył się niski, głośny ryk, który zjeżył mi sierść na karku. Strach mnie wypełnił, odbierając czucie w kończynach. Przykucnęłam na tylnych łapach, zdając sobie sprawę, że nie obędzie się bez walki. Zwierz było za blisko, żeby uciec, dzielił mnie od niego jedynie jeden skok. Przełknęłam ślinę, rozglądając się za pobliskimi drzewami, czy przypadkiem koło mnie nie znajduje się jakiś pień. Nie zdążyłam jednak nawet obrócić się, żeby zobaczyć, co jest za moimi plecami, kiedy usłyszałam cichy pomruk i kątem oka ujrzałam, jak wielka kula futra gwałtownie znikła z mojego punktu widzenia. Poczułam przypływ paniki i wykonałam dwa szybkie susy w lewo. Ujrzałam, jak wielkie szczęki przecinają powietrze, a zęby zaciskają się z trzaskiem tam, gdzie przed chwilą była moja głowa. Przełknęłam ślinę i nagle dostrzegłam, że w krzakach za mną ruszają się dwie, niewielkie pompony. Zdałam sobie sprawę, że weszłam na teren matki, wychowującej małe. Przeklinałam zmienność wiatru i własny brak ostrożności, ale zdawałam sobie sprawę, że nie ma już odwrotu i muszę zawalczyć z samicą lub po prostu spróbować ją odstraszyć. Musiałam trafić akurat na niedźwiedzia? Przecież nie da się z nim walczyć w pojedynkę! Skoczyłam w przód, mijając o kilkanaście centymetrów długie pazury wyciągnięte w moją stronę, gwałtownym, wściekłym ruchem. Mimo strachu wylądowałam miękko w upatrzonym miejscu. Przykucnęłam na łapach, amortyzując lądowanie, ale nie czekałam na kolejny ruch przeciwnika. Okręciłam się na tylnych nogach i gwałtownie odepchnęłam się od resztek śniegu, czując, jak spięte mięśnie rozprostowują się i nadają mojemu ciału siły. Wbiłam się w futrzany kark, zaciskając szczęki na masie zimowego tłuszczu i długiej sierści z coraz większą siłą, aż poczułam ciepłą krew o metalicznym smaku na moim podniebieniu. Zaczepiłam tylnymi łapami o bok rozwścieczonej niedźwiedzicy, która rzucała głową, starając się ściągnąć moje ciało ze swojego grzbietu, starając się wspiąć wyżej, tak, żeby mieć pewność, że jej szczęki mnie nie dosięgną. Nie miałam żadnego konkretnego planu, ale powoli w moim umyśle pojawiała się myśl o użyciu pioruna, ale wiedziałam, że nie opanowałam tego jeszcze i mogę spudłować. Mimo tego, zdawałam sobie sprawę, że może to odstraszyć samicę. Równie dobrze mogłam spróbować przegryźć jej tętnicę, ale walka sam na sam z niedźwiedziem...
Nagle poczułam szarpnięcie bólu w okolicy lewego uda. Rozwarłam szczęki, oszołomiona niespodziewanym rwaniem. Krzyknęłam, czując, jak długie szpony wbijają mi w mięsień, a moje łapy tracą przyczepność, kiedy niewiarygodna siła odrywa mnie od brązowej sierści niedźwiedzia. Usłyszałam jedynie niski warkot, a kiedy otworzyłam zaćmione szokiem oczy, ujrzałam, jak drzewa przelatują koło mnie, żeby po chwili gwałtownie się zatrzymać. Poczułam, jak każdy krąg w moim ciele się rozpada, a czaszka rozrywa się w bólu. Jęknęłam cicho, a przed nosem ujrzałam czarną, narastającą plamę, przykrywającą skałę, w którą cisnęła mnie niedźwiedzica. Ciekawe, że wybrała takie miejsce, tak, jakby nie mogła mną rzucić w przestrzeń między pobliskimi drzewami. Może wtedy mogłabym się podnieść i albo zbiec na wysokie gałęzie, albo po prostu uciec.
Przez ciemną mgłę widziałam, jak utykająca niedźwiedzica zbliża się, a krew sączy się powoli ze zranionej łopatki.
Kai
Ta myśl była niczym statek, który nagle przecina ciemne wody morza. Czerń, która rozszerzała się przed moimi oczami, nagle ustąpiła, zostawiając jedynie tępe pulsowanie z tyłu czaszki i krew, spływającą po karku, która przebiła się przez gęstą sierść, powoli znacząc skórę szkarłatnym pasmem. Uniosłam oszołomiony pysk, patrząc na wyszczerzone, zbliżające się powoli kły
Kai
Poczułam dziwne ciepło na piersi. Spuściłam wzrok w dół, dostrzegając, że talizman mojej reprezentacji drga. Powoli, niepewnie uniosłam się na drżących łapach, czując, jak na linii grzbietu wyrastają mi potężne siniaki, a świeża krew spływa mi po lewej nodze. Wyprostowałam się, nagle zdając sobie sprawę z tego, co powinnam zrobić. Nie miałam pojęcia jakie będą tego skutki, ale z drugiej strony nie miałam nic do stracenia. Wyprostowałam się, czując jak to dziwne słowo narasta w moich myślach, rozbrzmiewając coraz głośniej, a moc buzuje między moimi mięśniami. Otworzyłam pysk.
Wrzask został zagłuszony przez huk, pomieszany z trzaskami i rozpaczliwym rykiem niedźwiedzicy. Ujrzałam błękitną falę, rozchodzącą się po podłożu, sięgającą aż po najbliższe drzewa. Krzyk trwał nadal, wydobywał się z mojego szeroko rozwartego pyska, a ja czułam, jak magia gwałtownie za mnie ulatuje. Kątem oka ujrzałam, jak jeden z krzaków szybuje kilka metrów dalej, niosąc grudę ziemi za sobą, przyczepioną do jego korzeni, a ogromna kula brązowego futra ląduje bezwładnie między pobliskimi drzewami. Chciałam to zatrzymać, czując, że mój limit jest coraz bliżej, ale nie wiedziałam jak. Cofnęłam się z przerażeniem, nagle zdając sobie sprawę, że energia strąciła kilka kamieni z góry, które teraz leżały tuż za mną. Mój własny głos wibrował mi w uszach, wbijając się w mózg.
Nagle wszystko ustało.
Odetchnęłam głęboko, a głowa opadła mi bezwładnie na pierś. Beznamiętnie przyglądałam się, jak talizman unosi się na długim rzemieniu, połyskując błękitnym blaskiem. Powoli się wyciszał, lewitując coraz niżej nad ziemią, a kamień coraz bardziej przypominał swoją pierwotną wersję. Uniosłam oczy, żeby zobaczyć podnoszącą się z ziemi niedźwiedzicę oraz jej młode skupione wokół jej pyska. Jedno z nich miało dziwnie wykręconą łapę i jęczało żałośnie. Ogromne zwierzę rzuciło mi przerażone spojrzenie i pospiesznie pokuśtykało w głąb lasu, zataczając się na pnie, zostawiając na nich niewielkie smugi krwi z rannej łopatki. Patrzyłam, jak znika między nagimi jeszcze gałęziami, po czym dostrzegłam, że talizman opadł na moją pierś, emanując przyjemnym ciepłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz