poniedziałek, 27 marca 2017

Od Cedy: "Jedyna pośród drzew" (historia II)

Nie wiedziałam czy uciekać, czy przeczekać. Nigdy nie widziałam podobnego zjawiska.
Kiedy miałam się już odwrócić i ruszyć pędem w przeciwną stronę, ujrzałam, jak bezkształtny obłoczek powoli się przesuwa, formuje, aż w końcu przede mną stanęła wilcza postać, wyglądająca definitywnie jak młoda wadera. Jej niematerialna sierść falowała lekko na piersi, a puste oczy świeciły srebrzystym blaskiem. Uniosła martwą głowę, patrząc wprost na mnie. Zamarłam, czując, jak lodowaty pot spływa mi wzdłuż kręgosłupa. Ogon ducha poruszył się, kiedy postać zwróciła się tyłem do mnie, po czym ruszyła kilka kroków do przodu. Przystanęła po chwili, znów patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam ślinę, tuląc uszy i nieznacznie odsłaniając kły. Co mi to da, w końcu i tak nie mogę jej nic zrobić. Wątpię nawet czy Podmuch Kinetyczny na nią zadziała, a poczucie bezsilności i bezbronności przygniatało mnie, potęgując strach. Jedynym wyjściem byłaby ucieczka, ale na nieznanym terenie nie byłaby zbyt sensownym wyjściem. Czekałam tak w napięciu, pewna, że za chwilę wilczyca rzuci mi się do gardła, nic jednak się nie działo. Niepewnie wyprostowałam się, widząc zniecierpliwienie na pół przeźroczystej twarzy. Zmarszczyłam brwi, nagle uświadamiając sobie, że ona czegoś ode mnie chce. Konkretniej żąda, żebym za nią podążyła. Powoli przesunęłam się w jej stronę, a gdy wilczyca zobaczyła, że wreszcie załapałam o co jej chodzi, skoczyła w krzaki i pognała przed siebie.
- Czekaj! - krzyknęłam, puszczając się za nią biegiem. Blady ogon zamigał, kiedy nieznajoma przeniknęła przewróconą wiatrem kłodę. Przekroczyłam ją jednym susem, czując, jak serce tłucze mi się w piersi. Nie potrafiłam długo gnać na złamanie karku, a duch nie zwalniał, dodatkowo przeszkody, które stwarzał las również mi nie pomagały. Zaczynałam już dyszeć ze zmęczenia, kiedy ujrzałam, że blada postać zatrzymuje się w miejscu na długiej polanie z niewielkim jeziorkiem, które było odcięte od reszty kanionu przez młode brzozy o bielejących korach. Przystanęłam niepewnie kilka metrów od nieznajomej, nie chcąc przypadkiem jej zdenerwować czy sprowokować. Nigdy dotąd nie spotkałam się z duchem i nie wiedziałam, czy ona nie mogła przypadkiem zrobić mi krzywdy. Jej białe oczy wpiły się we mnie, kiedy obróciła głowę w moją stronę. Na wzrok zupełnie białych gałek bez źrenic, zadrżałam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Kątem lewego oka dostrzegłam wejście do ciemnej, wąskiej jaskini i zwróciłam tam głowę z ciekawości. Wtedy właśnie martwa dusza wykonała gwałtowny, szybki ruch. Skoczyłam z przerażenia w bok, od razu przybrałam obronną pozę. Nim jednak zdołałam ocenić moje położenie i zamiary istoty, dostrzegłam, że blade, oplecione niematerialnym rzemieniem łapy znikają w owej szparze, w którą przed chwilą wpiłam spojrzenie. Moje uszy znów odebrały chichy, przyjemnie łagodny śpiew, który zachęcił mnie, żebym podeszła do kryjówki. Niepewnie wsunęłam się przed wyrwę w skale, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zauważyłam, że ciało ducha emanuje delikatną, błękitno-szarą poświatą, która rzuca obcy blask na zimne, mokre ściany.
Nagle stanęłam jak wryta, bo do mojego nosa dotarł obrzydliwy, duszący zapach.
Zapach śmierci.
Stuliłam uszy i mimowolnie odsłoniłam długie kły. Rozejrzałam się po jaskini, spodziewając się dostrzec kilka trucheł czy narządy rozciągnięte po ścianie. Nic jednak takiego nie było, nawet jednej, pojedynczej kostki leżącej na podłodze. W kącie ciągnęło się stare, poszarpane wilcze leże, a koło niego murowane palenisko oraz stara, zrabowana już spiżarnia. Mimo tego, że widać było, że lokum to było kiedyś bardzo wygonie i ze smakiem urządzoną jaskinią, to teraz z tego wszystkiego pozostały jednie obdrapane zgliszcza.
Podeszłam powoli, nie spuszczając z oka nieznajomej, do końcowej części nory. Ona również do mnie podeszła, na co zjeżyłam sierść na karku. Mimo wyraźnego ostrzeżenia nie przystanęła, ani nie odsunęła się ode mnie. Obserwowałam jej ruchy ze zmarszczonymi brwiami i dostrzegłam, że dziura skalana nie ma jeszcze końca, a przejście do dalszej części jest zasłonięte szafą. Wilczyca stanęła koło niej, dając mi wyraźny znak głową, żebym ją przesunęła. Pewnie gdyby nie jej sygnał, to nigdy nie domyśliłabym się, że coś jest tutaj ukryte. Niepewnie stanęłam na tylnych łapach, opierając przednie opuszki na zbutwiałym drewnie. Wadera zniknęła za ścianą, kiedy ja dokładałam sił, żeby rozbujać mebel, który śmierdział rozkładem. W końcu przedmiot runął z głośnym hukiem, który mnie zaskoczył po tak długiej ciszy. Woń, która tak mnie zaniepokoiła coraz wyraźniej dawała mi się we znaki, mieszając się z odorem zgnilizny. Zmarszczyłam nos, coraz bardziej pewna tego, że powinnam uciekać w siną dal.
Dostrzegłam, że tylna ściana jest... Inna. Jaśniejsza, dodatkowo tworząca je skała nie była lita, a składała się ze sporej wielkości kamieni, połączonych ze sobą pewnego rodzaju... zaprawą? Podeszłam do niej, dotykając szczeliny między cegiełkami. Nagle odskoczyłam z okrzykiem obrzydzenia, bo poczułam nad wyraz wyraźnie obrzydliwy, słodki odór. Pomachałam głową, osłaniając nos.
- Co tam jest?! - krzyknęłam na widok białej głowy wyłaniającej się zza ściany. Wiedziałam, że nie mogła odpowiedzieć, ale cała sprawa była coraz bardziej niepokojąca. Uszy ducha położyły się na karku, a wilczyca spuściła oczy i pysk, nagle sprawiając wrażenie załamanej, skrzywdzonej osoby, po czym rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając mnie samą. Mimo tego słyszałam kilka nut jej cichego śpiewu. Chciałam opuścić to miejsce, ale smutek i upartość nieznajomej mnie powstrzymała. W końcu duchem nie zostaje każda osoba, która umiera. Żeby dusza została na ziemi, jej właściciel musi mieć jeszcze coś do załatwienia tutaj, albo umrzeć podłą, okrutną śmiercią, tak, żeby jego zwłoki nie zostały odpowiednio pochowane. To miejsce na pewno ma związek z jej śmiercią, a ja czułam, że mogę jej pomóc i ulżyć w cierpieniu.
Jedynym sposobem, żeby dostać się do zamurowanego pomieszczenia było rozbicie ściany, a ja niedawno otrzymałam coś, co mi to umożliwia. Cofnęłam się więc, dotykając zadem przeciwległej ściany, zastanawiając się czy na pewno tego chcę.
- Kai! - wrzasnęłam, a fala mocy wyrwała się przez mój pysk, niemal rozrywając mięśnie podtrzymujące żuchwę.
Ściana rozniosła się w ogłuszającym huku. Kamienie odbiły się od ukrytej skały, godząc w moją stronę z oszałamiającą siłą. Skuliłam się za błyskawicznie utworzoną Tarczą, ochraniając łapami łeb. Pył wpadł w moje oczy, a uszy boleśnie zareagowały na wysokość wrzasku. Odetchnęłam głęboko, krztusząc się resztkami kamieni i zaprawy.
Po kilku chwilach podniosłam się. Oddech uspokajał się powoli, a ja niespokojnie podeszłam do wytworzonej dziury, wstrzymując powietrze w płucach na powalający zapach zgnilizny.
Nagle zmarłam.
Stojąc na krańcu ukrytego pokoju, w nieznanej mi jaskini, do której przyprowadził mnie duch, pod szczątkami skał dostrzegłam zwłoki. Wilcze truchło w intensywnym stanie rozkładu, wpatrujące się we mnie szklistymi oczami.

C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz