środa, 8 marca 2017

Od Dallany c.d. Cedy

Bardzo wczesny ranek powitał mnie mrozem, mimo to postanowiłam rozruszać kończyny. Spacerując, patrzyłam, jak szary, czarny i granatowy świat zmienia się w... Cóż, niewiele się zmieniał. Niebo zbielało, ale dookoła nadal było buro i ponuro. Z początku żałowałam, że zapuściłam się dalej od jaskini - tu, gdzie dotarłam, najwidoczniej dawno nie było innych wilków. Ale za to zwierzyna mogła się pewniej pojawić. Pogoda była pokręcona, momentami się przejaśniało, zaraz potem śnieg wiał prosto w pysk. Zgodnie z przypuszczeniami, wytropiłam stadko saren. Zapowiadał się dobry obiad. Szłam niespiesznie, co jakiś czas przeklinając biały puch, który czynił drogę dwa razy cięższą. Zamierzałam zbliżyć się jeszcze trochę, jak najbliżej, po czym odpowiednio osłabić węch potencjalnych ofiar, by móc spokojnie się do nich podkraść. Gdy byłam zaledwie dwadzieścia metrów od celu, usłyszałam trzask gałęzi, skrzypiący śnieg pod kopytami. Stado spłoszone, tylko prze kogo? Podeszłam do miejsca zdarzenia.
Nieznajoma spięła się jak sarna, która wyczuwa zagrożenie. Nie znałam jej. Czyżby kolejny nowy wilk? Nigdzie nie widziałam talizmanu, chyba, że był nim ten czerwony pędzelek, który zwisał z prawego ucha. Postąpiłam kilka kroków, patrząc prosto w czerwone, czujne oczy.
- Nie znam cię.
- Ja... Przechodziłam tędy z przyjacielem. Nie chcę kłopotów. - Czyli obca. Jej głos był lekko schrypnięty. Popatrzyłam na zdobycz. Szłam za tym tropem dosyć długi czas, a w ostatniej chwili koziołka sprzątnęła mi sprzed nosa osoba, która...
- Bezczelna jesteś. - powiedziałam, zirytowana. - Skoro nie szukasz kłopotów, nie powinnaś polować tutaj, na terenach watahy. I tak nie jest łatwo o zwierzynę, do wiosny daleko. - powiedziałam sucho. Byłam pewna, że oczy mi przyciemniały.
- To by było na tyle, jeśli chodzi o przyjacielskie stosunki. - Rzuciła i jak gdyby nigdy nic zaczęła się oddalać.
- Jakbyś tu była przyjacielsko, najpierw spytałabyś się, czy możesz zapolować na moim terenie - powiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszała i ruszyłam z zamiarem zatrzymania jej. Odpowiedziała milczeniem, ale po chwili jakby jej się coś przypomniało, bo odwróciła się i spytała:
- Jeśli dołączymy do watahy, będziemy mogli swobodnie poruszać się i polować w okolicy?
- Tak. Z chęcią przyjmujemy nowe wilki, o ile nie przychodzą tu tylko, by podebrać zwierzynę. Jestem Dallana, ansuza watahy Berkanan. - zmarszczyła brwi, słysząc to słowo, ale zaraz wyraz zastanowienia minął. - Dlaczego mówisz "my"?
- Ceda, miło poznać. Asmodeus to mój przyjaciel, rozdzieliliśmy się, on poluje z powietrza.
- Faktycznie widziałam lecącą postać, ale nie zwróciłam na nią zbytniej uwagi, bo śnieg wystarczająco przeszkadza tu, przy ziemi.
Właściwie nie byłam pewna, co, zwłaszcza w zimie, gdy zwierzęta kryją się w lasach, może upolować wilk z powietrza. Wadera wyraziła chęć, by zostać w watasze, nie miałam więc ani podstaw, ani chęci żeby ją stąd wyganiać, zwłaszcza, że lasy zieją pustkami. Zaproponowała mi wspólny posiłek, ale postanowiłam się obejść. Jedząc jeszcze ciepłe mięso, pytała mnie o sprawy związane z życiem i innymi wilkami. Wydawała się zaciekawiona tym, co mówiłam. Nie zamierzałam zapominać, że nie zachowała się uczciwie. Tak naprawdę nie wiadomo, czy nie zostanie tu, póki śnieg nie stopnieje i nie zniknie razem z tym drugim, jak mu tam było. Na razie mogłam przyznać, że całkiem dobrze się z nią rozmawia.
Szczątki koziołka zostały tam, gdzie zwierzę padło. Nie chciało mi się dzisiaj latać i zwoływać laguzy oraz Sunset, postanowiłam umówić się z Cedą i innymi na ceremonię dopiero jutro. Spacer był o wiele ciekawszą opcją, zaproponowałam więc zajrzenie do najbliższych miejsc.

Ceda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz