niedziela, 9 kwietnia 2017

Od Sunset c.d Shadow: "Dobry sposób na zwierzynę."

- Nie, możesz wrócić do swojej wycieczki. – Odpowiedziałam obojętnie.
Nie widziałam sensu w droczeniu się z waderą, której jeszcze dobrze nie znałam. Pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobiła, było pozytywne, a teraz? Sama nie wiem.
- Dobra, to ja idę. – Powiedziała, po czym się odwróciła i zaczęła odchodzić.
- Tylko nie spal niczego więcej.
- Ta, jasne. – Odkrzyknęła, po czym zniknęła zza jednym z drzew.
Nie wiem, ile Shadow miała lat. Zachowywała się… inaczej. W taki sam sposób też ja postąpiłam.
Spotkanie z nią miałam z tyłu głowy, lecz bardziej skupiłam się na poszukiwaniu roślin. Biorąc głębokie wdechy, lekkim krokiem przemierzałam las, wypatrując owoców bądź warzyw. Zapach prowadził moje ciało na zachód, więc w tę stronę również się udałam. Śliczny śpiew ptaków pochłaniał ciszę, której dawniej było wiele mniej. Odkąd populacja się zmniejszyła, jest dużo ciszej, co dla niektórych jest szczęściem, a dla innych udręką. Sama ją lubię, lecz nie za tak wysoką cenę. Nie mogąc myśleć o przeszłości, zwiększyłam tempo. W niektórych momentach jednak spokojny, delikatny dźwięk przerywał krzyk kruków. Za każdym razem, gdy tak się działo, nastawiałam uszu. Nie wiedzieć, czemu. W końcu nie czułam się niebezpiecznie, co nie oznacza, że było mi bezpiecznie. Nagle usłyszałam huk. Ponownie moje uszy podniosły się ku górze. Nie był to ptak. W pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś coś bełkocze. Skierowałam łeb w stronę, z którego ten hałas dochodził. Długo się nie zastanawiając, udałam się w tamtą stronę. Początkowo szłam powoli, omijając co jakiś czas wieloletnie drzewa lub krzaki. Ponownie jednak przyspieszyłam, gdy dźwięk nie ustępował, a wręcz nasilał. Nieco zdezorientowana rozglądałam się po okolicy, ciągle nie schodząc z toru. W pewnym momencie, po wyjrzeniu zza dębu, zobaczyłam zwisającą waderę, którą przedtem spotkałam. Zwisała na prawej, tylnej łapie głową w dół. Nie zdziwiłabym się, gdyby gałąź się połamała. Nie dlatego, że wilczyca była gruba, co oczywiście prawdą nie było, ale dlatego, że kawał drewna nie grzeszył masywnością. Przekręciłam oczami, po czym podeszłam do Shadow.
- Może Ci pomóc? – Szczerze zaproponowałam.
- Nie trzeba, sama dam radę. – Powiedziała, robiąc jakieś dziwne ruchy, które najwidoczniej miały z założenia jej pomóc.
- Nie będę patrzeć, jak się męczysz. Po co potem użalać się z bólu kostki? Nie mówiąc o medyku, który będzie Ci musiał to opatrzeć.
Wadera nie odpowiedziała, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy. Przechodząc obok wadery, udałam się za drzewo. Była tam lina zawiązana wokół wielkiego głazu. Bez wahania wyjęłam pazury, po czym jednym z nich przecinając powietrze, również przecięłam linę. Uderzenie o powierzchnie sprawiło u mnie poczucie winy. Co, jakby przeze mnie coś jej się stało? Podbiegłam do niej, a po chwili podałam łapę, żeby pomóc jej wstać.
- Nie potrzebuję pomocy. – Odpowiedziała nieco zirytowana.
Potrząsnęła głową, po czym podpierając się przednimi łapami, wstała.
- Co to jest?! – Krzyknęła ze złością.
- Pewnie Marlin. Często tak łapie zwierzęta.
- No, teraz to mu przytrafiłoby się duże. – Rzuciła sarkastycznie.
- Nie, on nie jest kanibalem. Poza tym łapał już większe od Ciebie tym sposobem. Może i sama bym go stosowała, ale nie jest zbyt miły, prawda?
Wadera parsknęła. Nieco przybita całą sytuacją, powiedziałam, żeby ją obudzić ze stanu złości i sprowokować do odpowiedzi:
- Wiesz… Widocznie muszę Cię pilnować. Za którymś razem nie będzie mi się chciało Cię znowu ratować.

Shadow?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz