czwartek, 29 czerwca 2017

Od Sunset c.d. Pierra: "Sprawa Fergusona 7"

Turlając szary kamień po piaszczystej dróżce, kierowałam się w stronę przywódcy rebelii. Było już późno choć wilki, które zajmowały się polowaniami i wykarmianiem obozowiczów dopiero przygotowywały skromną ucztę. Omijając jeden z kolczastych krzewów, zauważyłam Fergusa, rozmawiającego ze swoją prawą łapą. Niedosłownie oczywiście. Podeszłam do basiora z mniejszymi mięśniami, surowo patrząc na większego, który parę dni temu mnie niemile, a wręcz agresywnie przywitał.
- Mam raport. – Rzuciłam, wyciągnęłam z czarnej torby zarzuconej na plecy zwój z zapisanymi notatkami.
Wszystko opisywałam szczegółowo, by zająć jak najwięcej miejsca. Tak, by więcej nie starczyło. Następnie strąciłam ze szlaku i niespostrzeżenie podbiegłam w stronę bazy Sorki. Ich woń była bardzo mocno odczuwalna. Zbyt mocno. Mogłam jedynie podejrzewać, że zbliżają się do nas.
Ferguson pomachał łapą w stronę szarego, dużego basiora na znak by odszedł. Chwilę później już go nie było.
- Sójka latała w kółka jak zahipnotyzowana? – Spytał ze zdziwieniem basior, czytając mój fragment i marszcząc brwi przy okazji.
- Nie wiadomo, co to mogło być. Może czyjaś reprezentacja. – Wybąkałam.
- A czy ktoś miał reprezentacje sójki?
- Z tego, co pamiętam to nie, ale przecież długo na ceremoniach nie jestem.
- No tak. – Westchnął, zwijając zwój i odkładając go na stolik.
- Powiedz mi, dowódco…
- Fergusie – Poprawił mnie.
- Przecież każdy się do Ciebie tak zwraca.
- Dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. – Odparł cwaniacko.
- Dziękuje. – Uśmiechnęłam się. – A więc… Fergusie, pamiętasz tego wilka o dwukolorowych oczach, którego niedawno wpuściłeś w nasze szeregi?
- No… Tak. Tego cwaniaka nie da się zapomnieć. – Parsknął. – Coś z nim nie tak?
- Wydaje się groźny, rozmawiałam z nim przez chwilę.
- O czym? – Spytał lekko podirytowany.
- Szukał chyba kogoś innego, tak słowami się wymieniliśmy. – Odparłam, gdy ten mruknął z cynicznym uśmieszkiem. – Wydaje mi się, że mógłby być z niego pożytek.
- Co masz na myśli?
- Z niego? Chyba tylko na konfrontację.
- Właśnie. - zwróciłam uwagę. - Wpuść go w wojsko. Z nim możemy wygrać.
- Zastanowię się. Nie znam go.
Fakt. Fergus nie wpuszczał kogoś, kogo nie znał gdziekolwiek. Chociaż przez chwilę. Nasze relacje przez parę najbliższych dni się polepszyły, ale z nimi… Oj.
- Idziesz zjeść? – Zaproponował, wskazując łbem na polujących, którzy już wykładali zwierzynę na belki.
Kiwnęłam łbem, po czym zaczęliśmy kierować się w stronę coraz to szerzącego się grona rebeliantów. Niektórzy wyglądali na niezwykle głodnych, a sama ślina już im spływała po kącikach ust. To pierwsza od paru najbliższych dni szersza uczta. Omijając gęste kępy traw, ujrzałam, jak wśród jednego z sektorów ustawia się kolejka rannych polujących.
- Co oni tam robią? – Spytałam zaciekawiona, wskazując wzrokiem na wilki pokopane przez jelenie.
Ferguson spojrzał w tamtą stronę, po czym długo się nie zastanawiając, odparł:
- Nic, będą się leczyć.
- Czeka tam na nich medyk?
- Można tak powiedzieć.
- Czemu "tak"?
- Powiedzmy, że to medyk z wyższej rangi. – Jego pysk ozdobił półuśmieszek.
Skierowałam swój wzrok w stronę skupiska głodnych dusz, po czym sama stałam się jedną z nich. Może niekoniecznie głodnych, ponieważ moje podniebienie zadowolił królik, którego miałam okazję zasmakować pomiędzy zwiadami. Wraz z Fergusem i paroma innymi wilkami zasiedliśmy przy jednym z ognisk. Każdy przysługiwał na daną liczbę wilków, około jeden na piątkę. Podczas gdy większość wymieniała się informacjami, ja raczej rzadko mówiłam coś od siebie, lecz według jednego z zasiadających tu, byłam po prostu nieśmiała. Było to dla mnie ironią, więc z czasem również włączyłam się biegle do rozmów, ciągle trzymając język za zębami, jeśli chodziło o moje szpiegostwo w stosunku do nich. Oni wcale nie byli źli. Mieli inne cele, poglądy, ale większość z nich była sympatyczna i wręcz łapała mnie za serce myśl, że ich zdradzę, o ile tego dożyją.
- Cholera, przywódco! – Krzyknął jeden z młodszych wilków, wyskakujących zza krzaka. Wszyscy skierowali na niego swój wzrok. – Reig dał zgon!
- Co do cholery? – Rzucił Ferguson, po czym wstał. – Wybaczcie, muszę iść. – Skierował te słowa do towarzystwa zasiadającego przy ognisku.

C.d.n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz