piątek, 30 czerwca 2017

Od Pierra c.d. Sunset: "Sprawa Fergusona 9"

- Pierro! - wykrzyczał
Wygląda na to, że Sunset powiedziała mu o tym, że działam pod przykrywką. Czy będzie chciał mnie teraz zabić po cichu? Może. Czy mu się uda? Nie sądzę.
- Powiedz mi, - zaczął - jak bardzo ufasz Sunset?
Zmrużyłem brwi. Niespodziewane pytanie. Wrobić ją, czy może zarekomendować? Za mało czasu już zostało na wrabianie.
- Jestem tu od niedawna, ale o Sunset mogę powiedzieć jedno. - wyraz twarzy Fergusa wyrażał jedno zdanie: 'zaskocz mnie'. - to na pewno osoba, która jest wierna swoim ideałom. Dobrze jest być z nią w jednej drużynie.
Teraz się zamyślił. Czy moja odpowiedź go nie satysfakcjonowała? A może zmieniła mu pogląd na Sunset?
- Zapamiętam te słowa. Ale czy można jej zaufać? - kontynuował 'przesłuchanie'
- Cóż, nie widzę żadnych logicznych argumentów, które byłyby przeciwko. - zapewniłem.
Oczywiście, że widzę. Zachowam je tylko dla siebie.
Fergus się uśmiechnął.
- Też tak myślę - potwierdził - doniesiono mi, że zbliża się w tej stronę oddział Sorki. Jeżeli masz jakiś genialny plan na przetrwanie to masz teraz swoje pięć minut.
Udałem, że się zastanawiam. Akurat plan miałem od dawna, lecz brakowało środków do realizacji. Cóż, teraz może w końcu je pozyskam.
- Proponuję przygotować zasadzkę. - powiedziałem dumnie.
- Naprawdę? - zdziwił się - To jest ta twoja genialna strategia?
- Diabeł tkwi w szczegółach. Odetniemy im drogę ucieczki, przeprowadzimy atak z dwóch stron jednocześnie, a na dodatek przygotujemy pułapki. To musi się udać. Wystarczy, że... dasz mi dowodzić swoimi wojskami.
Odwrócił się ode mnie i odszedł na kilka kroków.
- Wcześniej pytałem o Sunset, teraz pytam o ciebie. Dlaczego powinienem tobie zaufać? - spytał nagle.
Odpowiedź była prosta.
- Jak dotąd cię ani razu nie zdradziłem, a wiedz że miałem ku temu okazje.
Westchnął.
- Zajmiesz miejsce Reiga, i dostaniesz połowę wilków rebelii do dyspozycji. Jeśli przegramy przez ciebie bitwę, to własnoręcznie cię zabiję. Zrozumiano?
- Tak jest, Fergus.
Typowe. Od początku chciałem połowę. Gdy pyta się o całość to dostaje się połowę. A gdy pyta się o połowę? Dostaje się resztki.

***

Po rozmowie z Fergusem skierowałem się do tzw. 'medyka bardzo dobrego w swoim fachu'. To był typowy albinos. Sierść biała, a oczy czerwone. Jednak było w nim coś intrygującego. Lekka nutka szaleństwa w oczach.
- Umrzesz - powiedział lecząc jakiegoś wilka swoją mocą. Mogłem dostrzec jak nad raną wznosi się biała oświata, krew przestaje się sączyć, a mięśnie się zrastają. Niesamowity widok. Ten medyk był istnym wirtuozem w swoim fachu. Można powiedzieć, że tworzył sztukę. - ale nie dzisiaj.
Po tym jak skończył 'operować' swojego pacjenta podszedłem do niego.
- Twoi pacjenci w dość naiwny sposób podchodzą do tej rebelii. Sądzą, że wszystko jest możliwe i stają się mniej czujni. Pozwalają nawet, by skaleczył ich byle jeleń... - zacząłem.
- Naiwność jest błogosławieństwem głupich. Nie mnie oceniać, jestem tu po to, aby leczyć. - powiedział jednym ciągiem. Jakby nauczył się tego na pamięć. - A teraz jeśli wybaczysz, mam więcej 'naiwnych pacjentów' do wyleczenia. - pożegnał mnie z lekką ironią w głosie.
Gdy już wszystko się skończy będzie bardzo dużo rannych. Taki medyk na pewno przyda się Wilkom. Nie mogę do tego dopuścić. Wszystko wygląda na to, że będę musiał go zabić.
Ale najpierw. Bitwa.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz