piątek, 17 lutego 2017

Od Sunset do Dallany

Gruba warstwa śniegu pokryła całe tereny, więc trochę trwało, aż przebiłam się do miejsca, w którym miałam spotkać Dall i omówić z nią jedną kwestię. Oczywiście wadera była zawsze pierwsza, czekając na mnie pod jednym z dębów niedaleko Matki. Dostrzegłam ją, schodząc z pagórka, po czym przyspieszyłam nieco tempo. Rzeka była po lewej stronie otaczana z prawej przez las. Ptaki jakby ucichły, a wszelkie życie poszło spać. Chwilę potem byłam już przy wilczycy. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ ta mnie wyprzedziła:
- No, no. Ładna pogoda na spotkanie.
- Wiem, zawsze tak trafnie wybieram. – na moim pysku widniał półuśmieszek.
- No dobra… Ale w sumie, po co tu przyszłyśmy?- spytała, drżąc się z zimna.
- Pamiętasz Doriala Se Kuvente?
- Arcykapłan, tak?
- Kiedyś go odwiedziłam wraz z matką. – zaczęłam. -Kiedy bawiłam się z jego synem, ci rozmawiali o jego księdze. Podobno są tam wszystkie moce, jakie pojawiły się na terenach watahy wraz z niezliczoną ilością zaklęć.
- A co to ma wspólnego ze mną i z Tobą?
- Wiesz... – westchnęłam, a zimna para z pyska wyleciała w stronę alfy- Byłam świadkiem, jak Twój ojciec zlecił mojej mamie, żeby zabrała tę księgę i dała mu, ponieważ podejrzewał Doriala Se Kuvente o zdradę. Pomyślałam, że skoro Ty teraz jesteś alfą, to powinnaś wiedzieć.
- Ale on zginął.- podniosła brwi, sugerując zdziwnienie.
- Teoretycznie tak, w sumie praktycznie też, ale księga nadal jest w jego jaskini i nie może wpaść w złe łapy, bo inaczej zdobędzie się wiedzę o słabościach, a zarazem mocach, jaki dany żywioł może zdobyć.
- Mhm. – wydała specyficzny dźwięk, przypominający słowo „tak”, a zarazem „nie”. – Prowadź. – moje wątpliwości zostały rozwiane, zgodziła się.
- Tędy. – przekręciłam łbem w stronę lasu, nieposiadającego już liści. – Idąc w głąb, dotrzemy do jego jaskini oraz, jak mam nadzieję- księgi.
- No to ruszajmy. – powiedziała, po czym obie równym chodem skierowałyśmy się tam, gdzie wcześniej wskazywałam.
Prowadząc do jaskini wraz z Dallam wymieniłyśmy się nowościami. Nie było cicho, co spowodowało, że ilekroć widziałyśmy jakieś zwierzę, te uciekało. Ja szłam po prawej, a ansuza po lewej. Nagle zza topoli wyskoczyło coś czerwonego. Intuicyjnie odskoczyłam, ponieważ przeleciało nam dosłownie przed nosem.
- Co tu robicie?- to był rudy lis. Stanął w pozycji obronnej.- Szaleńce, tu nie można przychodzić!
- Um… To nie my wyskakujemy komuś przed nosem!- zareagowała ostro Dallana.
- Kim jesteś? – spytałam o wiele łagodniejszym tonem.
- No tak, zapomniałem się przedstawić. – dołączył swoją prawą tylną łapę do lewej. – Jestem Jonas. A wy?
Wraz z waderą wymieniłyśmy się wzrokiem, po czym ta postanowiła odpowiedzieć:




Dallam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz