piątek, 17 lutego 2017

Od Shadow c.d Swena: "Całkiem (nie)ciekawa historia"

Swen... ciekawe imię, nie wiem czy tak samo jak basior ale propozycja spaceru była mądrym pomysłem.
-Jak tu trafiłaś?-miły głos, całkiem inny w porównaniu do mojego. Potrząsnęłam głową z uśmiechem.
-To długa historia a teraz wydaje mi się śmieszna, chodźmy gdzieś na ubocze. Nie chciałabym żeby słyszeli moją historie-spoważniałam, Swen popatrzył się na mnie zdziwiony-zrozumiesz.
Basior pokiwał głową i podążał teraz za mną był mojego wzrostu ale młodszy, wreszcie byliśmy wystarczająco daleko. Widziałam że mój towarzysz usiadł. Pewnie, proszę bardzo. Myślenie to pożyteczna rzecz... Ale to bijące serce denerwuje podczas walki. Znałam wilki które nie potrzebowały go... ale były martwe lecz na swój sposób żywe... Potrząsnęłam głową i popatrzyłam na Swen'a.
-Dalej chcesz tego słuchać?-widziałam ciekawość w jego oczach więc rozpoczęłam swoją (przydługą...) opowieść.-więc tak, kiedy stałam się na tyle silna by walczyć, zostałam zabrana Scarabek i Scream'owi. Moim rodzicom-dodałam widząc niezrozumienie w jego oczach- byłam szkolona na zabójczynię. No i wreszcie miałam tego dosyć. Zostawiłam rodzinę i siostrę która była oczkiem w głowie ojca. Wędrowałam plącząc się z watahy do watahy. W niektórych dochodziło do wojen domowych. Uczestniczyłam w jednej z nich i nie jest to fajne doświadczenie. Samotnictwo nie jest i nigdy nie będzie proste. Nie sądziłam że można zniżyć się do takiego poziomu by atakować innego wilka podczas snu. Nie przeczę, sama podchodziłam tak moich wrogów ale jeszcze młodocianego wilka.
-urwałam i popatrzyłam na niego- idziemy dalej?
Pokiwał głową a ja podążałam koło niego. Nie rozmawialiśmy, chyba wcześniejsza rozmowa musiała zostać przez nas przemyślana. Widoki były piękne
-Wracamy do reszty.-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, nie miałam na to ochoty... Odprowadziłam basiora a sama poszłam się przejść. Las nocą miał w sobie coś pięknego... Usiadłam na rozdrożu i wlepiłam wzrok w ścieżki, chyba miałam nadzieje zobaczyć tam Scarabek... Złudna nadzieja. Myślałam jakby to było gdybym jednak ukończyła trening. Byłabym bezwzględną morderczynią?
-Przecież taka się stałaś.-wypowiedziałam to na głos.
-Jaka?-usłyszałam głos Swen'a. Wszędzie się znajdzie...
-Podsłuchiwałeś?-warknęłam i odwróciłam się zbliżając się do niego, z mojego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Poczułam nagły przypływ adrenaliny na myśl o walce-nie będę z tobą walczyć. Jesteśmy w tej samej watasze, niebieskouchy. -zaśmiałam się ale po chwili uśmiechnęłam się-nie będę walczyć z młodzikiem. Walczyłeś w ogóle kiedyś?
Pokiwał wojowniczo głową. Nie sposób się na niego gniewać a jednak... Nie chciałam teraz z nim walczyć, nie poznałam go zbyt dobrze i nie znałam jego mocy. W dodatku należymy do tej samej watahy.
-Wracajmy. Musiałam pobyć sama -zamachałam buntowniczo ogonem i z błyskiem w oku popędziłam w stronę mojego legowiska.


>Swen? c: <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz