poniedziałek, 13 lutego 2017

Od Sunset do Dallany: "Nowe porządki"

Cisza opanowała całą przestrzeń. Mimo że ptaki pięknie śpiewały, a szum naszej największej rzeki przypominał, że żyjemy, to było cicho. Nigdzie nie było widać szczeniaków, bawiących się w berka lub chowanego, laguzów, nawołujących spotkanie, nikogo. Pusto. Zazwyczaj lubię, gdy tak jest, lecz nie teraz. Przypominało to, jak wiele przeszliśmy zupełnie niepotrzebnie. Wraz z Dallam podzieliłyśmy się i poszłyśmy osobiście zawiadamiać wilki o dzisiejszym ogłoszeniu. Laguzy zginęły, więc to my musiałyśmy ogarnąć ich grupy. Bardzo długo mi to zajęło, mimo że ja zajęłam się południową częścią krainy, a alfa północną. Wracając do Świątyni, czułam się zrezygnowana. Nie tak miałam zostać samicą dagaz.
Do groty dzieliła mnie jedna pora dnia, więc nieco przyspieszyłam swój chód. W tym czasie rozglądałam się dookoła i na nowo zaczęłam dostrzegać piękno owej krainy, która budziła tyle dobrych wspomnień. Przystanęłam na chwilę, kiedy zobaczyłam pusty domek na drzewie, około stu metrów ode mnie. Osłupiała patrzyłam się w jego stronę. Kiedy byłam mała, bawiłam się z innymi w piratów. Często małe basiory przemycały ze swoich jaskiń właśnie tam czekoladę. Tę cholerną czekoladę, która odebrała im życie. Mimo nauczania prawie zawsze tam przebywaliśmy- po ich ukończeniu z resztą też. Byliśmy zgraną paczką. Podeszłam do starego już miejsca spotkań. Dąb dobrze się trzymał zaś drewniany domek niekoniecznie. Weszłam po dwóch stopniach, po czym stanęłam w wejściu- nie dalej, ponieważ nie chciałam uszkodzić podłogi. Chwilę potem jednak odeszłam, zostawiając go za sobą, przypominał za wiele. Nie mogłam pozwolić, żeby przeszłość zatrzymała mnie przed rozwijaniem przyszłości. Delikatny wiatr zaczął powiewać moją grzywką, kiedy to otaczające zimno zaczęło wnikać w głąb mnie.
Dwa lasy później byłam już na miejscu. Po przejściu przez wodospad od razu ujrzałam na końcu Świątyni Dallanę rozmawiającą z basiorem, którego imienia nawet nie znałam. Było jeszcze parę innych wilków, ale już bliżej wodnej kurtyny. Na ich pyszczkach było widać wielką tęsknotę i żałobę. Po lewej stronie, z dala od wszystkich siedział samotnie szczeniak, który próbował powstrzymać się od łez. Podeszłam do niego, siadając na wprost od sowilo.
- Dasz radę. – powiedziałam, wymuszając uśmiech.
Szczeniak wyjrzał zza łap, osłaniających jego pysk. Nie odpowiedział. Ponownie się schował. Zastanawiało mnie jedynie, czy jest sam, bez kogoś, kto mógłby się nim zaopiekować. Coraz więcej wilków przychodziło, więc wstałam, a po chwili poszłam na tyły.



Dallam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz