środa, 12 kwietnia 2017

Od Sorki: "Szklana kołysanka" cz. 2

Pierwsze, co poczułam po obudzeniu, to zapachy. Tysiące woni, jedne ostre i drażniące nos, inne delikatne i trudne do wykrycia. Niektóre potrafiłam rozróżnić - melisę, lawendę, imbir, bazylię. Większość pozostała dla mnie zagadką.
Następnie otworzyłam oczy. Obraz był nieostry. Widziałam kolory, mnóstwo kolorów. I światło. Zmrużyłam powieki, odruchowo zwężyłam źrenice. Słyszałam trzask ognia w pobliżu, czułam ciepło. I bezpieczeństwo.
Czyli tak wygląda niebo? Tak wygląda śmierć? Leżenie w ciepłym posłaniu, w bezpiecznym, miłym miejscu? Napawanie się zapachami?
Trochę zbyt pięknie.
Wzrok mi się wyostrzył. Ciemny kształt, znajdujący się nieopodal nabrał rysów. Długi pysk, szerokie uszy, łapy, ogon... I błyszczące błękitem oczy. Jasne, promieniste.
Nie poruszyłam się, by nie zdradzić, że odzyskałam przytomność. Znajdowałam się w pomieszczeniu, opatulona kocami i futrami. Niedaleko stał kominek, ściany domku zrobione były z grubych desek drewna w kolorze wina. Źródłem różnorodnych zapachów okazały się setki ziół i buteleczek wiszących wokół, stojących na półkach i w gablotkach. Na drewnianej podłodze leżał wielki, kolorowy dywan, upleciony ze szmatek. W rogu pomieszczenia stało biurko, a na nim kaganek i mnóstwo papierów, kałamarz i pióro.
Stojący przy ogniu wilk odwrócił się i dostrzegł mój wzrok. Uśmiechnęłam się lekko, niewyraźnie.
- Co ci strzeliło do głowy, by skakać z urwiska? - Zapytał. Miał głęboki, chrapliwy i nieprzyjemny głos.
- Co ci strzeliło do głowy, by powstawać z martwych? - Wymamrotałam.
Podniosłam się, zrzucając koce. Nic nie wskazywało na to, bym ucierpiała. Wydawało się to być niemożliwym, bo niedawnym rajdzie po skałach.
- Wyrywałaś się jak szalona. Nie wiem, kiedy tak podszkoliłaś się w walce, ale musiałem uspokoić cię zaklęciem, bo prawie wybiłaś mi oko.
- Ciesz się, że tylko oko, bo teraz chętnie bym cię ubiła. Dlaczego żyjesz?
- Niewdzięczne pytanie, Sorka. Bardzo niewdzięczne.
Uścisnęłam go. Jego sierść poprzeplatana była srebrnymi nitkami, na pysku pojawiły się nowe zmarszczki.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć. Jakim cudem przeżyłeś? Widziałam twoją śmierć na własne oczy, Deralt.
- Wszystko ci opowiem, jak coś zjesz. Niemało się poturbowałaś i przez dwa dni próbowałem cię przywrócić do dawnej...
- Stop - przerwałam mu - leżę tutaj od dwóch dni?
- Dwa dni. I pół, jeżeli cię to interesuje.
- Do licha! - spojrzałam wymownie w sufit - Skup się, bo mam bardzo ważne pytanie.
- Tak?
- Czy po tym, jak spadłam widziałeś trzy wadery? Brązowa, żółta i szara?
- Och, one... - Deralt zasępił się, odwrócił wzrok - były ci bliskie?
- Wolałabym odzyskać je w całości i nienaruszone.
- Nie zaprzątaj sobie nimi głowy.
- Przejdź do rzeczy.
- Przejdę. Jak już coś zjesz.
Westchnęłam ciężko. Zeszłam z legowiska i podeszłam do niewielkiego, drewnianego stołu. Usiadłam na krześle. Dotknęłam łapą sztućców leżących na blacie.
Dopiero wtedy zaniepokoiło mnie wyposażenie wnętrza. Bo wszystkie przedmioty i meble wyglądały bardzo... Nie-wilczo.
Deralt podstawił mi pod nos miskę, a sam usiadł naprzeciw z identyczną. Zerknęłam przeciągle na łyżkę obok.
- Czy ja mam...
- Nie - wilk posłał mi uśmiech. Wymuszony - jesteś elf czy wadera?
Z ulgą zjadłam z miski. Tradycyjnie, bez pomocy żadnych narzędzi. Kolejna rzecz, która przyciągnęła moją uwagę - w tym jedzeniu nie było ani krztyny mięsa.
- Czy teraz możemy porozmawiać?
- Nie chcesz dokładki?
- Nie, nie chcę.
Wilk posprzątał na stole. Nie spieszyło mu się. Usiadł naprzeciw i spojrzał mi w oczy.
- Weszły do lasu.


cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz