poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Pierra: "Dobro jest względne"

Piaskowa forteca, krzyki bólu, walczące ze sobą wilki. Wokół czuć odór potu i krwi. Oto miejsce, dla którego chcę umrzeć godną śmiercią. Wszystko jest takie prawdziwe, nie ma tu miejsca na udawanie bólu, ani łez. Jest tu tylko samodoskonalenie się poprzez walkę. Kocham to miejsce takim, jakim jest.
Kocham je za te krzyki, brud, piasek, który jest wszędzie.
Byłem w trakcie szkolenia szczeniaków, gdy nagle dostałem wezwanie od Pierwszego Wojownika - głównego Dowódcy krainy. Musiałem popatrzeć w ich zdeterminowane twarze i powiedzieć, że dzisiaj będzie im dowodził inny mentor. Zasmuciło mnie to... Każdego z nich znałem od pierwszego pojawienia się w koszarach. Mieli wtedy takie niewinne, szczenięce twarze. Nie znali bólu, ani prawdziwego wysiłku.
Pierwszy tydzień szkolenia był dla nich odwróceniem świata do góry nogami. Szkoliłem ich tak jak szkolono mnie, bez litości, bez wytchnienia. Po roku zamiast widzieć twarze zagubionych basiorów widziałem coś zupełnie innego. Żądzę krwi, błysk w oku. Choć mieli ciała szczeniaków ich dusza już rwała się do walki. Ciałem nie, ale duszą już byli wojownikami.

***

- Pierro! Czekałem na Ciebie - skinął mi głową
- Pierwszy Wojowniku... - ukłoniłem się nisko
- Zanim przejdę to meritum naszego spotkania, jak tam matka, jest zdrowa?
- Wiek daje jej się we znaki, ale daję sobie łeb uciąć, że przed swoją śmiercią dorobi się jeszcze kilku fortun. - powiedziałem dumnie
- Genów nie oszukasz Pierro, Twoja matka jest wielką kobietą, powinieneś ją częściej odwiedzać.
- To nie jest takie łatwe... Kilka dni luzu i młodzikom się w głowach poprzewraca - uśmiechnąłem się
- Dobrze, że przeszedłeś do celu tego spotkania. Twój oddział młodych to jakaś rewelacja. Są narwani, młodzi, a jednak panujesz nad nimi niczym wiatr nad piaskiem.
- Pierwszy Wojowniku... Zaraz się zarumienię... Nie przystoi się rumienić wojownikowi...
- Będziesz musiał ich opuścić - powiedział twardo
Czas nagle się dla mnie zatrzymał
- Słucham? - powiedziałem zaskoczony
On jedynie podszedł do okna i patrzył się na horyzont
- Przecież sam mówiłeś, że oddział sprawuje się wyśmienicie... Więc o co chodzi? - spytałem
- Pierro... Tu nie chodzi o Twój oddział, tu chodzi o Ciebie... Zaistniała sytuacja, którą tylko ty możesz rozwiązać.
Spojrzałem na niego z ciekawością.
- Nasi szpiedzy donieśli nam, że na północy powstała  nowa wataha wilków i na dodatek rośnie w siłę. Twoim zadaniem jest infiltracja tej watahy, a jeśli to będzie możliwe zostanie jej przywódcą. Słyszałem, że jest tam wiele wader. Zabij ich przywódcę, przejmij dowodzenie, a następnie sprowadź tutaj wszystkich pozostałych. Przyda się nam więcej niewolników i dziwek w haremach.
Zrobiłem kwaśną minę. No cóż, skoro taka jest wola Pierwszego Wojownika. Reprezentuje on mój kraj, więc jego decyzja nie podlega żadnej dyskusji.
- Jak sobie życzysz, Pierwszy Wojowniku. - ukłoniłem i skierowałem się do wyjścia
- Pierro - zatrzymał mnie, gdy byłem w drzwiach
Obróciłem się w jego stronę.
- Gdybyś napotkał jakieś trudności, wystarczy że napiszesz depeszę do naszego szpiega w Przystani. - dodał.
- Będę o tym pamiętał - powiedziałem wychodząc.

***

Zżyłem się z moimi uczniami, podobnie jak oni ze mną. Nie wiem jak im powiem, że dostaną nowego mentora... Zostaje jeszcze pożegnanie z matką, to chyba będzie najcięższa część mojego zadania. No i jest jeszcze ona. Moja żona...

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz