Wydawało się, że ściany są... zaokrąglone? Całe miejsce takie było, mimo to w rogach czaił się mrok. Rozmieszczone w równych odstępach od siebie pochodnie rozjaśniały miejsce, ale też pogłębiały cienie. Przy przeciwległej tunelowi ścianie buchało wielkie ognisko, na którym stał okopcony kocioł pełen parującej i bulgoczącej cieczy. Podłoga była i tutaj drewniana, całkiem czysta. Co jakiś czas przemykał po niej mały gad. Kilka zagraconych pułeczek i niski stolik bez siedzeń. W kącie po mojej prawej znajdowało się coś na kształt leża ze skór.
Sorka ewidentnie czuła się nieswojo. Też nie mogłam zaprzeczyć, że było tu conajmniej dziwnie. Postąpiłam niepewnie kilka kroków, starając się nie hałasować. Niestety, do rekonesansu dojść nie mogło, bowiem z jakiegoś kąta wynurzyła się postać. Chwilę patrzyłam na całkiem sporą, lecz przygarbioną starą wilczycę.
- Co wy tu robicie? - zmrużyła oczy - Witam, witam gości! - zaskrzeczała, czknęła, drgnęła i zmieniła się w pulchną, podobną do krasnala lecz większą, wyższą od nas istotę, o wciąż przymrużonych oczach. - Znowu mi magia wariuje, chwili spokoju z tymi zmianami... - mruknęła, podchodząc dziarsko do jednej z półek, zdejmując z niej trzy włożone w siebie miski. - Siadajcie przy stole, malutkie, dla każdego starczy! - wielką chochlą zaczerpnęła z gara i wlała do misek czegoś mętnego. Postawiła z rozmachem naczynia na stoliku i tym razem bez czkania, stała się spowrotem wilczycą. - No dalej! Co tak stoicie jak kołki? Brunchilda nie da nikomu głodnym chodzić!
Otrząsnęłam się i przestałam gapić. Spojrzałyśmy po sobie z Sorką i zasiadłyśmy przy stoliku. Zawartość miski nie wydała mi się zbytnio apetyczna, chociaż miała całkiem przyjemny zapach. Brunchilda chłeptała, jakby wywar wcale nie był gorący.
- Co to za miejsce? - spytała Sorka.
- Pani Brunchildo... Bo widzi pani.. - zaczęłam, chcąc dowiedzieć się czegoś odnośnie miejsca naszego pobytu i odwlec skosztowania nieznanej zupy. W tym samym czasie Sorka spytała, skąd w podziemiach tyle jaszczurek. Staruszka znów czknęła i zmieniła się.
- Jak się je, to się nie gada, malutkie - przerwała mi, klepiąc energicznie w łopatkę, aż ugięłam się pod jej ciężarem, po czym złapała za leżącą przy jej mise łyżkę, zaczerpnęła z mojej i wepchnęła mi ją do pyska. Zaskoczona wyszarpnęłam się i zaczęłam krztusić. - Widzisz mała? Dobra zupka. - skomentowała Brunchilda i jak gdyby nigdy nic zaczęła jeść swoje danie.
- Dall, ale w tym... To jest... - zaczęła Sorka, wytrzeszczając oczy i szybko się odwróciła, by zwymiotować tuż przy nodze stolika. - Skąd tu się wzięły te małe oślizgłe jaszczury? W podziemiu? - spytała ponownie, z dobrze mi już znaną odrazą na pysku. Wtedy dopiero dotarło do mnie, co właśnie zjadłam. Czy starucha chce nas potruć?!
- Proszę natychmiast odpowiedzieć na pytanie koleżanki - powiedziałam stanowczym tonem, zrywając się na równe łapy.
- Ona je wszystkie przyciąga - powiedziała na to beztroskim tonem. - Chcesz skarbie to ci pokażę spiżarnię! - zakrzyknęła, jak gdyby dopiero sobie przypomniała o istnieniu takiego pomieszczenia. Złapała mnie za łapę i pociągnęła, wolałam jednak się uwolnić z uścisku i iść sama. Chciałam zobaczyć, co kryje się w samym końcu nieznanych dotychczas, podziemnych tuneli.
Sorka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz