niedziela, 11 czerwca 2017

Od Sunset c.d Pierra: "Sprawa Fergusona 5"

Kolejny wilk. Miałam wyrzuty do każdego stąd, lecz ich nie ukazywałam. Dla dobra ogółu. Nie mogłam jednak uwierzyć, że tylu z nas ukrywało zawiść do innych, a teraz, gdy jest okazja, od razu ją pokazują. Tak bardzo nienawidziłam kłamstw, a sama stałam się jednym z nich. Parsknęłam, popychając pobliski kamień, po czym skierowałam swój skulony łeb ku górze. Zachodzące Słońce oślepiło mnie na sekundę, pozostawiając po sobie smugi na ukazującym się obrazie rzeczywistości. Przesunęłam się o trzy łapy na prawo, by wszystko dokładnie obserwować, nie martwiąc się o wybryki natury, a następnie ponownie zaczęłam kierować się w stronę jednego ze zwiadowców. Teraz, podczas zachodu Fergus zezwolił mi na rozejrzenie się po okolicy, ponieważ jeden ze szpiegów został mocno ranny. Od dawna nie czułam tyle satysfakcji, mając nadzieję, że przy obejrzeniu trasy na mapie, będę miała niedaleko rozmieszczenie wojsk.
Po dotarciu do części wojskowej skinęłam czekającemu na mnie wilkowi na przywitanie, po czym spytałam łagodnie:
- Jakie plany? – Podeszłam do blatu, na którym leżały porozwalane papiery.
- Pójdziesz na północny wschód i spiszesz raport.
- Na północny wschód? – Nie kryłam zdziwienia. – Przecież tam się mało dzieje.
- Raczej na pierwszy raz to wystarczająco. – Uśmiechnął się szyderczo, po czym odwrócił, kierując się w głąb bazy. Przy okazji jednak złapał pyskiem za wór, szarpiąc nim o ziemię tak, by zawartość się wysypała. – Masz tu potrzebne rzeczy.
Truchtając, z daleka dostrzegłam linę i małą gałąź zaostrzoną na końcu. Po zielonawej końcówce mogłam domyślić się, że był świeżo robiony. Podniosłam nieco prawy kącik ust. Ostatnio, gdy Fergus odkrył niezdatny do użycia metal i oblężone mrówkami drewno, ktoś zaproponował, by to wszystko podpalić, by chociaż trochę białej broni ocalić. Skoro ktoś sam coś zaproponował, co mogło zaszkodzić, jak mogłam nie skorzystać? Ciągnąc to dalej, wina spadała na niego, co wykluczyło go z wojska i skierowało na polowania. Stanęłam na wprost od przedmiotów, popychając je lekko łapą, po czym słysząc szelest, spojrzałam się przed siebie, uprzednio się odwracając. Nic, pewnie jakiś królik. Sięgnęłam po przedmioty, a następnie podbiegłam z nimi do blatu, kładąc je obok sterty chaotycznie porozwalanych kartek. Nikogo nie było, więc mogłam skorzystać z tej rzadkiej okazji zobaczenia planów. Z drugiej strony nikt tajnych informacji nie pozostawiałby tak o, lecz nie pogardziłabym nawet małą częścią z ich.
Przewracając strony, szukałam słowa klucza, które mogłoby mnie naprowadzić na coś ciekawszego niż jadłospis dnia, który nie wiem, dlaczego się tu znalazł. W pewnym momencie dostrzegłam pod spodem nieistotnej makulatury coś o rozmieszczeniu wojsk. Wyobraźcie sobie te rozczarowanie, gdy okazało się, że to tylko znane rozmieszczenie niewielkiej armii Sorki. Spodziewałam się czegoś większego. Z oddali słyszałam co jakiś czas kroki, lecz te, które zwróciły moją uwagę, nasilały się. Po odruchowym nastawieniu uszu odnalazłam kartkę mojej trasy na brzegu blatu, po czym zgarnęłam tę przed siebie, przemierzając ją wzrokiem raz jeszcze.
- Co robisz? – Spytał głęboki głos, który znałam jedynie przez mgłę.
Odwróciłam się, zawiązując uprzednio gałąź przez linę i zarzucając ją na plecy. Na wprost ode mnie stał bury basior o dwukolorowych oczach, którego spektakl miałam okazję dzisiejszego dnia obejrzeć.
- Sprawdzałam swoją trasę. – Rzuciłam, odchodząc. – Jeżeli czegoś szukasz lub potrzebujesz, idź do prawej ręki Fergusona, spieszę się.
- Nie spodziewałem się Ciebie tutaj. Myślałem, że jesteś z Dallaną zaprzyjaźniona.
Odwróciłam się, nie ukazując grymasu niezadowolenia na pysku. Zirytował mnie to, ale takie pytanie było do przewidzenia. Jeżeli nie od niego, od kogoś innego.
- Wybacz, ale raczej nie jesteś wilkiem, z którym powinnam o tym rozmawiać.

Pierro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz