Czas jakby dla mnie zwolnił. Mogłem je wyczuć. Dotknąć myślami.
Metale. Nie musiałem ich widzieć. Nie musiałem ich mieć w łapie.
- Nalegam, abyś ją (tę propozycję) przemyślał. - głośno i głęboko oznajmiłem.
- Zabrać go stąd! Niech ten pies mi tu już więcej nie szczeka! - Ferguson krzyknął teraz w złości.
Czas na show. Zbyt długo już nie korzystałem z mojej mocy.
Mocą umysłu błyskawicznie podniosłem wszystkie ostre, metalowe przedmioty znajdujące się dookoła i ustawiłem tak, aby ostrym końcem były skierowane w pyski znajdujących się przy mnie wilków. Była wśród nich włócznia zdobiona na ostrzu. Ją skierowałem w kierunku pyska Fergusona.
- Nalegam. - powiedziałem z zimną krwią.
Przywódca rebelii zezował na otrze włóczni.
- Masz jaja, że to robisz, wilczku. - przyznał mi - Mów.
Opuściłem metale tak, aby upadły z głośnym brzękiem na ziemie, oprócz jednego. Nim przeciąłem więzy, które krępowały mi przednie łapy. Po chwili uwolniłem swoją gestykulację.
- Oferuję ci moje usługi i geniusz wojenny. W zamian jednak chcę przysługi.
- Czyli chcesz jeszcze coś w zamian? - zrobił zdziwioną minę z lekką nutką pogardy - W sumie, ten dzień mnie już niczym nie zdziwi. Jaką przysługę?
- Powiedzmy, że zgłoszę się po nią w odpowiednim czasie.
Parsknął.
- Jestem pierdolonym dowódcą rebelii. Nie mogę sobie pozwolić na kupowanie kota w worku. Poza tym skąd mam wiedzieć, że jesteś taki genialny w sztuce wojny?
Uśmiechnąłem się. Nieszczerze. Jak zwykle.
- Nie omieszkam to udowodnić. Chciałbym jednak to przedyskutować na osobności. Nie powinno do dotrzeć do uszu kogoś kto może zaszkodzić (mi w moim planie).
Teraz na nią nie spojrzałem. Ale wcześniej od czasu do czasu na nią zerkałem.
Sunset. Nie była ani spętana, ani nie wydawała się wykorzystywana. Wniosek był oczywisty. Przeszła na stronę rebeliantów. W oczach niektórych ja też. Jak dobrze, że mam w wilczej dupie co inni myślą. Ja po prostu robię swoje.
- Wiesz co? Zrobimy to, ale najpierw powiedz, dlaczego miałbym ci ufać? - spytał zaintrygowany Fergus.
Zrobiłem cyniczny uśmieszek.
- Bo jeszcze cię nie zabiłem.
Przez jego śmierć nikt by nic nie osiągnął. Musi żyć. Jeszcze.
Moje słowa odbiły się echem po obozie. Zapadła niezręczna cisza.
- Witamy w szeregach rebelii. - dodał po chwili i wskazał mi głową, aby iść za nim.
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz