Gdy byliśmy już na uboczu wyszczerzył zęby w gniewnym grymasie i wycedził przez nie:
- Po co ci była ta szopka?
- Żeby zwrócić twoją uwagę. Jako dowódca przegranej sprawy nie możesz wpuszczać w swoje szeregi byle kogo, bo pociągnie w dół ciebie i całą rebelię.
- Po części się zgadzam, ale moje sprawa nie jest przegrana. Jeszcze nie.
Teraz ja po części go rozumiem. Wyznaczył sobie ideę, dla której zdolny jest się poświęcić. Trochę mnie po tym przypomina. Szkoda, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach. Cholera szkoda.
- Doceniam Ferguson, że jesteś ciałem i duszą w to zamieszany, ale styl waszej walki jest za mało skuteczny. Chaotyczne partyzanckie ataki? Spalenie lasu, nad którym chcesz później rządzić? Partyzantka to też wojska. Rebelia to też wojna. A wojna? Wojna się nigdy nie zmienia.
- A więc co proponujesz, geniuszu wojny? - spytał z ironią w głosie.
- Po powiedz mi, dlaczego walczysz? Co ci przeszkadza w rządach obecnej asnuzy?
Zaczął się gotować w środku. Widziałem to po jego oczach i po grymasie na jego pysku. Po chwili głęboko się zaciągnął i głośno wypuścił powietrze.
- Do samej Dallany nic nie mam. Na swój sposób jest nawet urocza. Tylko jedno można jej zarzucić. Jebany nepotyzm, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Nie jesteś stąd, więc przyda ci się krótka lekcja historii o Berkanan.
- Nigdzie się nie śpieszę Fergus.
Zmusił swój lewy kącik ust do podniesienia się w górę. Chyba zaczyna mnie lubić.
- Wilki były dobrze prosperującą watahą. Było nas dużo. Znacznie więcej, niż teraz. Do czasu. Zaraza pojawiła i rozprzestrzeniła się tak szybko, że walka z nią na początku była awykonalna. Każdy wtedy stracił wtedy kogoś bliskiego. Sama Dallana straciła rodziców i brata. Na szczęście wzięła się w garść i zapanowała nad tym burdelem. Pomagałem tyle, ile się dało. Liczyłem na to, że to dostrzeże mnie i jakoś mi się wynagrodzi. Żaden laguz nie przeżył epidemii. Myślałem, że to czas na mnie. Czas na to, aby mój wysiłek się zwrócił i mianowała mnie laguzem.
Fergus się zamyślił.
- I chuj. - dodał - Dała te stanowiska jakimś przybłędom.
- Wywołałeś więc rebelię, żeby się na niej zemścić? - spytałem zaciekawiony.
- Nie - odpowiedział natychmiast i ustawił się przodem to obozu, a tyłem do mnie - ja tutaj - wskazał łapami na jego obóz - walczę o to, żeby było, jak było. Żeby kluczowe stanowiska watahy zajmowali tylko ci, którzy ofiarowali jej cząstkę siebie. Którzy musieli się dla niej wytrudzić i wykrwawić.
- Rozumiem. - ja naprawdę tego wilka rozumiem - Dam ci chwilę ochłonąć, a potem przedstawię ci plan działania.
Skinąłem mu głową, lecz on nawet tego nie zauważył. Patrzył na obóz dalej.
To teraz nastał najwyższy czas, aby złożyć wizytę naszej zdradzieckiej dagazie.
cdn. Sunset?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz