Gdy wyszłam za linię drzew pomyślałam, że jest noc. Wokół panował, ledwo rozjaśniany śniegiem, półmrok. Słońca nie było widać, masywne, ciężkie chmury rzucały cień na całą ziemię, skąpaną w ciemności. Wzdrygnęłam się, gdy mroźny wiatr niby lodowata strzała wbił się pod moje futro, zalewając mnie falą zimna. Dotychczas sądziłam, że powinno robić się już coraz cieplej. Wyraźnie się myliłam, a może po prostu wkroczyłam na tereny chłodniejsze niż reszta.
Wszystko wokół wskazywało na zbliżanie się zawiei. Myśl o burzy śnieżnej dekoncentrowała mnie. Chciałam jeszcze dziś wytropić watahę Berkanan, chyba dostałabym szału, gdyby okazało się, że kolejna zawierucha zniszczyła wszelkie ślady i zagubiła szlak.
Drgnęłam, węsząc powietrze. Do moich zmysłów dotarł kolejny trop, tak mocny, że niemal skoczyłam za nim, by go nie utracić. Zagłuszył wszystko inne. Podążyłam nim, odczytując wszystkie informacje jakie mogłam odczytać. Trafiłam na bardzo świeży ślad wadery. Z jej zapachem mieszały się wonie innych wilków. Bingo!
Ruszyłam przed siebie, początkowo spokojnie, zaraz jednak przyśpieszyłam. Zaczął padać śnieg, a to zdecydowanie nie oznaczało nic dobrego. Podejrzewałam, że ta wichura, która miała nastąpić będzie ostatnią tak silną tej zimy.
Waderę usłyszałam po około pięciu minutach drogi truchtem. Zobaczyłam nieco później. Stała u podnóża niewielkiego, acz stromego wzniesienia i grzebała łapą wśród kamieni, nucąc coś cicho. Zawahałam się przez chwilę, po czym podeszłam do niej. Odwróciła się, gdy tylko się zbliżyłam. Miała dobry słuch wnioskując z tego, że większość wilków nie słyszała moich kroków.
- Hej - przywitała mnie bez zbędnych ceregieli - jestem Dallana.
Skinęłam jej głową.
- Sorka. Należysz do watahy Berkanan? - Zapytałam, a raczej stwierdziłam, będąc pewną odpowiedzi.
- Należę... - potwierdziła wadera i mówiła coś dalej, ale wiatr zagłuszył jej słowa, więc darowała sobie. Zamilkła, spoglądając w niebo i marszcząc pysk gniewnie.
- Mogłabyś mnie zaprowadzić do watahy?
Dallana zrobiła minę wskazującą, że nic nie zrozumiała.
- Do watahy! - Zbliżyłam pysk do jej ucha, nie byłam nawykła do krzyku - do alfy!
- Ach... - również mówiła wprost do mojego ucha. W jej głosie zabrzmiała nuta rozgoryczenia - jeśli chodzi o alfę, to...
Śnieg zapadał mocniej, a wiatr zadął, niemal zwalając mnie z nóg.
- Psiakrew... - wymamrotałam.
Zapomniałam o nadciągającej burzy, wlokłam się zbyt wolno. Teraz nie było już czasu biec gdziekolwiek, najlepiej było przeczekać, aż przejdzie gdzieś indziej. Ale... Gdzie? Nie wiedziałam, czy w okolicy są jakieś jaskinie, a wokół już prawie waliły się drzewa.
Posłałam nowej znajomej ponure spojrzenie, mając nadzieję, że ta coś wymyśli.
Dallam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz