niedziela, 26 lutego 2017

Od Shakuy'i

Sama nie wiem, gdzie się znajdowałam. Obok mnie spadał wielki wodospad, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Nie odczuwałam pragnienia, także się nie zatrzymałam. Po prostu szłam przed siebie, aby dojść na tereny watahy, jaką wyczułam dzień wcześniej. Już długo podróżowałam, chociaż nie liczyłam dni, nocy, czy księżyców. Nie obchodziło mnie to, chciałam być jak najdalej od starej watahy, z którą nie miałam wielu szczęśliwych wspomnień. Nie było mi żal rodziców, którzy pewnie nawet jeszcze nie doszli do tego, że ich córka zniknęła. A jeśli już to zrobili, pewnie odczuwają dużą ulgę. Będę tylko tęsknić za młodszą siostrą, nawet, jeśli nie będzie to odwzajemnione.
Droga trwała długo, szłam za zapachem, niestety nie potrafiłam określić jak daleko jest on położony. Potem zaczęłam odczuwać inne wilki, inne zapachy, przez co mój nos zwariował. Zrezygnowałam z tropienia, twierdząc, że dzisiaj nie mam szczęścia do zmysłu węchu. Często tak było, czasem potrafiłam wszystko wytropić, a niekiedy, jak dzisiaj, miałam z tym problem. Pod moimi łapami słyszałam skrzypienie śniegu, na szczęście nie odczuwałam zimna, jak inne wilki. Zima... jak ja ją uwielbiałam. Tylko ona dawała mi taką radość, jak nic innego. Postanowiłam się zatrzymać, odpocząć. Usiadłam przy przypadkowym drzewie i łapą zaczęłam rysować jakieś szlaczki na białym puchu. Moja głowa była pusta, więc z dziwnych szlaczków nic nie wyszło, oprócz bałaganu. Westchnęłam, nawet tego nie potrafiłam dobrze zrobić. Zamknęłam oczy, mając na celu chwilę odpocząć, jednak sen zwyciężył.
~~~
Biegnę ile sił w łapach, mając nadzieję, że zgubili mnie. Że są daleko w tyle, a ja przeskakuję przez wielki mur, na który nie mam pojęcia jak się wspięłam. Zeskakuję i pierwszy raz nie odczuwam strachu, gdzie wyląduję, ponieważ na dole nic nie ma. Znowu pustka, ciemność, która ogarnęła miasto, spowiła wszystko i wszystkich, oprócz mnie. Lecę przez parę sekund, aż w końcu ląduję na piasku. A raczej w ruchowych piaskach. Aby się wydostać, chwytam się liny, która zwisa z czarnego nieba i ciągnę.
Nic się nie dzieje, aż w końcu lina sama zaczyna się ciągnąć ku górze. Wydostaje się i nie mogę się puścić. Dalej lecę w górę, jakbym chciała dotrzeć do gwiazd. A w rzeczywistości ktoś mnie ciągnie, ale kto? Nie wiem. Nagle lina się zrywa, a ja zaczynam spadać, aż ląduję w wodzie. Nie mogę płynąć, czuję, jak coś mnie ciągnie w dół, a moje powietrze w płucach powoli się kończy. Wypuszczam resztę, gdy próbuję krzyczeć. Ale zamiast tego tylko bąbelki zaczynają ulatywać ku górze, a potwór otwiera
paszczę i zagryza ją na moim ciele.
~~~
W miejsce gdzie potwór mnie ugryzł we śnie, czułam szturchanie. Otworzyłam raptownie oczy i spojrzałam na tajemniczego wilka. Podniosłam się powoli i otrzepałam ze śniegu, który wylądował na mnie podczas małego opadu.
- Kim jesteś? - zapytał. Chwilę milczałam.
- Shakuya - podałam jedynie imię, nigdy nie widziałam sensu w podawaniu swojego nazwiska, którego i tak nie używałam. - Wyczułam tutaj watahę, a właśnie takowej poszukuję - przedstawiłam swój cel wyprawy w te tereny.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz